Grzegorz Eberhardt („Rzeczpospolita”, Rzecz o książkach, nr 153 z 3-4. 07.1999)

List otwarty w sprawie Józefa Mackiewicza

Zbyt długa nieobecność

Szanowna Pani!

Jestem sympatykiem twórczości Józefa Mackiewicza. Sympatykiem czynnym, jeśli jako drukarz podziemnej Inicjatywy Wydawniczej "Los" (lata 1982-89) przyczyniłem się do zaistnienia kilku broszur zawierających eseje Mackiewicza (np. "Jeszcze jedno słowo honoru", "Kompleks niemiecki", "Nie ma polskiej drogi do wyzwolenia" czy "Ponary-Katyń"). Ostatnio, z ogromnym zdziwieniem odkryłem, iż na naszym -- niepodległym już przecież -- rynku księgarskim, Józef Mackiewicz istnieje jedynie śladowo. Tak śladowo, iż doprawdy łatwiej było o kontakt z jego tytułami w stanie wojennym aniżeli dzisiaj.

Chcąc wyjaśnić przyczyny takiego stanu rzeczy przeprowadziłem kilka rozmów z osobami niewątpliwie w temacie kompetentnymi. Wnioski do jakich doszedłem, zmuszają do napisania poniższego listu. Mam nadzieję, iż uzyskam od Pani odpowiedź na nurtujące mnie kwestie (...)

Pytanie pierwsze: Dla jakich powodów stopuje Pani krajową edycję prac (tak książek jak nawet fragmentów owych książek, vide oprotestowana przez Panią sprawa druku fragmentu jednej z nich w "Życiu") Józefa Mackiewicza?

Pytanie drugie: Czy prawdą jest jakoby zablokowała Pani edycję tłumaczeń twórczości Mackiewicza na zachodzie Europy? Słyszałem o inicjatywie szwajcarskiego "Noir sur Blanc", jak również o propozycjach niemieckich i francuskiego Gallimarda (...).

Adresatką powyższego listu jest p. Nina Karsov-Szechter, właścicielka londyńskiego wydawnictwa KONTRA a jednocześnie właścicielka praw autorskich do dzieł Józefa Mackiewicza. List, wysłany 20 kwietnia br., pozostał do dziś bez odpowiedzi. Bez odpowiedzi pozostały też liczne telefony wykonywane do p. Karsov-Szechter, do Londynu; ani razu nie udało mi się pokonać tzw. bariery taśmy, mogłem więc się tylko nagrać, i oczywiście czyniłem tak za każdym razem. Ponieważ minęło już tak wiele tygodni, owe milczenie mogę -- a nawet muszę -- uznać za odpowiedź.

Zgodnie z wolą Zmarłego

"Decyduję się na sprzedawanie w Polsce publikowanych przez londyńskie Wydawnictwo KONTRA dzieł Józefa Mackiewicza w b r e w   w o l i (podkreślenie moje -- G. E.) zmarłego Pisarza i wbrew własnym przekonaniom (...) Londyn, kwiecień 1993. Nina Karsov" -- takie oświadczenie zamieszczane jest w każdym egzemplarzu książek Józefa Mackiewicza wydawanych przez Kontrę. Pani Karsov-Szechter potwierdza tę postawę w pozwie sądowym z 8 maja 1997 roku, utrzymując jakoby wydanie materiałów katyńskich autorstwa Józefa Mackiewicza, w opracowaniu Jacka Trznadla "stanowi o c z y w i s t e  naruszenie woli autora, który nie życzył sobie wydania tej publikacji w Polsce".

W Polsce Ludowej Józef Mackiewicz, i owszem, nie chciał być drukowany. Natomiast nie miał nic przeciwko drukowaniu jego utworów w Polsce! Najcelniej wyraziła to wdowa po nim Barbara Toporska, formułując w 1985 r. zgoła inne w swoim wydźwięku oświadczenie: "Zgodnie z wolą zmarłego Józefa Mackiewicza upoważnia się wszelkie nielegalne wydawnictwa w PRL do przedrukowywania jego książek (...) Zgodnie z wolą zmarłego JM zabrania się natomiast jakichkolwiek przedruków, nawet bez skrótów i zmian, wydawnictwom legalnym, jednoznacznie reżymowym, czy tylko koncesjonowanym ale zależnym od bieżącej polityki wydawniczej komunistycznych władz (...)". Wspierając się tymi słowami, w latach 80. przedrukowaliśmy, jak już w liście do p. Karsov-Szechter podałem, te kilka esejów Józefa Mackiewicza -- mogliśmy tak uczynić ponieważ działając w "podziemiu", działaliśmy w Polsce właśnie a nie w PRL-u!

Przyszły lata 1989-90 i oświadczenie Barbary Toporskiej straciło swą aktualność, tak w każdym razie nam się wydawało. Niesłusznie! -- co uświadamia p. Karsov-Szechter. Przyznam, iż tekst właścicielki KONTRY czytałem kilka razy usiłując pojąć jego logikę. Autorka twierdzi jakoby postępowała wbrew woli JM, i swojej też, ponieważ nie ma (?) innych możliwości chronienia tych praw, a "zachowanie ich uważam za swój najważniejszy obowiązek". Nie rozumiem; rozumiem tylko skrzętność z jaką p. Karsov-Szechter pilnuje swych interesów.

Własnym sumptem

Podejmując sprawę nieobecności twórczości Józefa Mackiewicza na polskim rynku, łudziłem się, iż gdzie jak gdzie, ale do sądu zaglądać nie będę musiał. Swym rozmówcom, którzy coraz to nawiązywali do procesów sądowych prowadzonych przez panią z Londynu, mówiłem: -- Nie obchodzi mnie, do kogo będą należeć prawa autorskie po pisarzu, interesują mnie tylko i wyłącznie półki księgarskie pełne jego utworów! Dość szybko przecież zrozumiałem, iż zawartość tych półek zależy -- właśnie! -- od ostatecznego wyroku sądów. Póki co -- właścicielem tych praw jest p. Karsov-Szechter i półki wyglądają jak wyglądają! A są puste!

Józef Mackiewicz zawsze miał problemy ze znalezieniem wydawcy dla swych dzieł. Powodem tych perturbacji nie były kwestie merytoryczne. Po prostu -- autor "Nie trzeba głośno mówić", miał tak wielu i tak możnych przeciwników, że każdorazowe wydanie jakiegoś tytułu graniczyło z cudem. Np. jego "Droga donikąd" ukazała się po raz pierwszy w roku 1955 (Londyn, "Orbis"), a jej następne, drugie wydanie dopiero w roku 1981. Tak samo było z równie wartościowa "Kontrą" -- pierwsze wydanie miało miejsce w Instytucie Literackim w Paryżu w1957 r., następne -- dopiero po ćwierćwieczu, bo w roku 1983. A rzecz taką jak "Zwycięstwo prowokacji" pisarz wydał w 1962 r. własnym sumptem, nie znajdując odpowiednio odważnego wydawnictwa. Wznowienie tego tytułu nastąpi dopiero w 1983 roku. Rzec można, że dopiero w latach 80. twórczość Mackiewicza dotarła do czytelników, a stało się tak dzięki wydawnictwu KONTRA założonemu przez p. Szechtera i p. Karsov. Zasługi Kontry są tu oczywiste.

Mackiewicz umiera w 1985 roku, Barbara Toporska w kilka miesięcy później. Przed swą śmiercią żona Mackiewicza, swym zapisem przekazuje p. Karsov-Szechter wszelkie prawa autorskie po mężu (scedowane na nią testamentem). Formalnie więc wszystko jest w porządku i tak jest do roku 1990, gdy w Europie Wschodniej nastaje nowa rzeczywistość.

Publikacje z rozpędu

Józef Mackiewicz miał dwie córki. Pierwsza, Idalia, mieszkała w Wilnie, druga -- Halina, w Warszawie. Mackiewicz nigdy o nich nie zapomniał, wszak bał się pamiętać o nich... zbyt intensywnie! Zbytnia dbałość ojcowska, po prostu, mogła być dla nich niebezpieczna, szczególnie dla Idalii. Wspomagał je finansowo, w miarę swych możliwości. Nie sporządził natomiast dla nich oficjalnego zapisu testamentowego, słusznie przewidując, iż takowy mógłby narazić je na wiele przykrości, szantaży, nacisków ze strony władz komunistycznych. Istnieje jednak oświadczenie p. Marii Marczak złożone w 1990 roku, wedle którego pisarz, w roku 1982 - zapewne sprowokowany faktem zaistnienia w Polsce podziemia -- udzielił (w liście przesłanym p. Marczak) swej córce Halinie prawa do wydawania jego książek w kraju. Do 1989 r. egzekwowanie tych praw było trudne, czasem niemożliwe.

W roku 1990 pani Halina zwraca się pisemnie do p. Karsov-Szechter z propozycją ugody. Na list adresatka nie odpowiada, w to miejsce pani Halina otrzymuje oficjalne pismo angielskiego adwokata wyrażającego... zdziwienie jej żądaniami. Córkom Józefa Mackiewicza nie pozostaje nic innego jak wnieść sprawę do sądu. W 1992 roku rozpoczyna się proces o stwierdzenie praw spadkowych po pisarzu, czyli -- praktycznie -- przeciw p. Karsov-Szechter. Decyzje sądu jakie na razie zapadły podtrzymują pewność właścicielki KONTRY co do jej wyłączności praw autorskich. Aktualnie proces skomplikował się śmiercią p. Idalii i koniecznością przeprowadzenia sprawy spadkowej po niej.

Do 1989 roku skromna obecność dzieł Józefa Mackiewicza na polskim rynku (podziemnym przecież) była w pełni zrozumiała. Natomiast później... Jeszcze w 1990 ukazują się pozycje "Dzieł zebranych" wydawane przez Bazę, publikowane niejako z rozpędu, ponieważ seria zaczęła wychodzić za "komucha", w podziemiu, spełniając więc warunki oświadczenia Barbary Toporskiej. Paroksyzm historii sprawił, iż te ostatnie tomiszcza (charakteryzujące się nie najlepszą jakością starego offsetu i bylejakością zdobywanego pokątnie papieru) można było już kupić w "regularnych" księgarniach. Ale na tym i koniec. Wiele wydawnictw wychodzących z podziemia było zainteresowanych przedrukami tytułów Józefa Mackiewicza z KONTRY, wszystkie rozmowy rozmywały się jednak, gubiły w czasie. A pani Karsov-Szechter zapewniała, iż jej firma podoła zadaniu.

Decydujący głos

Przeprowadziłem kilkanaście rozmów z osobami, którym autor "Drogi donikąd" nie jest obojętny. Wszyscy zgadzają się z "dziwną", jak ją wspólnie nazywamy, nieobecnością jego dzieł na naszym rynku. Wśród tych osób zaledwie jedna nie zgadza się z taką oceną -- prof. Włodzimierz Bolecki, autor bardzo dobrych zresztą, rzetelnych prac związanych z postacią i twórczością Józefa Mackiewicza. Twierdzi on, iż książek tych w Polsce nie brakuje. Istotnie, znajdują się w kilku księgarniach wobec tysięcy w jakich być powinny. Pan Bolecki jednocześnie twierdzi, iż nie ma zainteresowania tą twórczością. W odpowiedzi wypominam początek lat 90., kiedy utwory Józefa Mackiewicza powinny zapełnić rynek, gdyż był ku temu najlepszy moment. Inicjatyw takich, przypominam, nie brakowało; wszystkie wszak rozbijały się o postawę pani Karsov-Szechter. A nie można czytać książek, których nie spotyka się w księgarniach. Pan Bolecki w odpowiedzi stwierdza, iż nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, czyli cofać się w czasie.

Przypominam rozmówcy, iż córki Józefa Mackiewicza proponowały p. Karsov-Szechter ugodę. Nie raczyła się ona jednak zainteresować szczegółami propozycji, od razu zastawiając się adwokatem! Pan Bolecki nie reaguje na tę kwestię, znowu kategorycznie zapewniając, iż książki Józefa Mackiewicza są obecne w księgarniach, a jeśli już mamy mieć do kogoś pretensje, to należy ją mieć do dziennikarzy, którzy nie chcą rozpropagować tych tytułów. Radzi więc ich wypytać o przyczyny, dla jakich milczą. Nie spytam, wyśmialiby mnie, bo niby dlaczego mają pisać o książkach błąkających się po kilku księgarniach kraju, w którym żyje 40 milionów ludzi?

W 1992 roku profesor Jacek Trznadel zwrócił się do p. Karsov-Szechter z informacją, iż chce opracować i wydać teksty Józefa Mackiewicza poświęcone Katyniowi. Nie usłyszał "tak", nie usłyszał "nie"... Pan Trznadel zabrał się więc za pracę, którą zajmował się trzy lata. W tym czasie nawiązał kontakt z Haliną Mackiewicz, która nie stawiała żadnych warunków. Oboje zrezygnowali z honorariów na rzecz Polskiej Fundacji Katyńskiej. Książka ukazała się, ale od sierpnia 1998 roku istnieje także... na wokandzie sądowej. Autorką pozwu jest p. Karsov-Szechter, jej adwokatem mecenas do niedawna jeszcze opłacany przez... Halinę Mackiewicz. Pozywająca domaga się, m.in. od Jacka Trznadla, horrendalnie wysokiego odszkodowania, twierdząc, iż zostały naruszone jej prawa autorskie. Wyrok, na razie, nie zapadł. W 1998 r. "Życie" zamieszcza fragment "Drogi donikąd", wkrótce, oczywiście, odzywa się p. Karsov-Szechter wytaczając wydawcy gazety proces. Sprawa nie nabiera jednak biegu, pozywająca nie wnosi bowiem opłaty wszczynającej procedurę sądową. Jest to jednak niewątpliwie wyraźne przypomnienie, kto tu ma głos decydujący. Czyżby wkrótce samo użycie nazwiska Józefa Mackiewicza powodować miało sądową reakcję właścicielki KONTRY?

Przemilczeć pisarza

Mackiewicz miał i ma wielu wrogów. Wrogów właśnie, bo nie można ich nazwać przeciwnikami. Z tymi ostatnimi można dyskutować, z wrogiem już nie ma tej możliwości. Wiedząc o sile i mnogości jego wrogów, trzeba postawić pytanie - dla jakich powodów aż tak jest on znienawidzony? Przecież nie dla głoszenia prawdy o zbrodni katyńskiej, ta została już powszechnie ujawniona! Przecież nie dla jego rzekomej, bardzo rzekomej, kolaboracji z Niemcami! Dochodzę do wniosku, że Mackiewicz był i jest niszczony ponieważ jest dobry! Mało, że jest wybitnym pisarzem, jest on jednocześnie mistrzem w ukazywaniu fałszu płynącego z każdego, lewicowego myślenia! Jest groźny, ponieważ jego wersja XX wieku, zawarta w pięcioksięgowej "trylogii" (od "Sprawy pułkownika Miasojedowa" po "Nie trzeba głośno mówić"), jest doskonałym opisem tego, co w tymże wieku było najistotniejsze i co było powodem wszelkiego zła jakie w tych latach się działo! A jego eseje, rozważania, choćby te ze "Zwycięstwa prowokacji", niestety, nie przynależą do tekstów archiwalnych; uświadamiają nam one, iż dalej trzeba zachować uwagę i ostrożność. Zło opisane przez niego istnieje nadal i wciąż niesie ogromne zagrożenie dla nadchodzących czasów.

Mackiewicza można pokonać w jeden tylko sposób -- przemilczeć go. A przemilczeć to znaczy, właśnie, nie dopuścić do fizycznego zaistnienia jego twórczości. Książek Józefa Mackiewicza nie ma w księgarniach! I to jest faktem (pomimo odmiennej opinii p. Boleckiego), jak i faktem jest milczenie Szanownej Pani...

P.S. Marian Hemar pisał o Mackiewiczu (w eseju "Lewa wolna"), iż ten "przejmie i udźwignie ciężką i trudną buławę pierwszego naszego prozaika". Ten sam Hemar celnie zauważył, iż Sienkiewicz był pisarzem dla dzieci, Żeromski dla młodzieży, a Józef Mackiewicz "jest pisarzem dla dorosłych". I właśnie o to chodzi, abyśmy i my okazali się dorośli, jeśli już czytamy jego książki.

 

 

powrót

 

strona główna