Marek Domagalski ("Rzeczpospolita" nr 179, 2 sierpnia 2006 r.)

Rodzina Józefa Mackiewicza przegrywa walkę o spadek po pisarzu

Spuścizna po Józefie Mackiewiczu przypada Ninie Karsov-Szechter, właścicielce londyńskiego wydawnictwa Kontra, a nie jego córce Halinie.
Warszawski Sąd Rejonowy orzekł w tych dniach, że spadek po Józefie Mackiewiczu przeszedł na Barbarę Toporską (Mackiewicz), drugą żonę pisarza (według niektórych tylko jego towarzyszkę życia), a nie na córkę Halinę Mackiewcz. Nina Karsov-Szechter swoje prawa wywodzi stąd, że nabyła spadek po Toporskiej.
Wyrok nie jest prawomocny, a córka zapowiada apelację. Adwokat Andrzej Lagut, jeden z pełnomocników Karsov-Szechter, twierdzi natomiast, że zakończenie sprawy spadkowej ułatwi wydawanie dzieł pisarza w Polsce.

Proces za procesem
Ponadto Karsov-Szechter ma kilka procesów z wydawcami utworów Mackiewcza, gdyż od lat uważa się za wyłącznego dysponenta praw autorskich po pisarzu (czekają na zakończenie sprawy spadkowej). Jeden wytoczyła Tomaszowi Wołkowi, gdy był jeszcze redaktorem naczelnym nieukazującego się już "Życia". Gazeta opublikowała fragment powieści "Droga donikąd" z wstępem Kazimierza Orłosia, siostrzeńca Mackiewicza. Napisał on - i nadal tak uważa - że to spory o prawa spadkowe, obok peerelowskiej cenzury, sprawiły, iż pisarz jest wciąż nieznany szerszym kręgom w Polsce.
Konflikt jest długi i chodzi najwyraźniej nie tylko o kwestie prawne (o tym "Żenujący spór" Włodzimierza Odojewskiego, "Rz" z 4 lipca 2005 r.[zob. tutaj]). Józef Mackiewicz zostawił kilka testamentów i pism, które za takie można by uważać. Jeden w języku polskim (1965), następny w niemieckim (1969). Polski sąd zwrócił się zresztą o akta sprawy spadkowej w Monachium (tam pisarz zmarł w 1985 r.) i dostał potwierdzone kopie testamentów, powołujących do spadku Toporską.

Zakonspirowany testament
Rodzina Mackiewicza w zasadzie nie kwestionuje, że Karsov-Szechter nabyła spadek po Toporskiej, ale odmawia jej praw do spuścizny po pisarzu, zwłaszcza w Polsce. Argumentuje, że w 1982 r., a więc w środku stanu wojennego, Halina Mackiewicz otrzymała list od ojca, w którym przekazał on jej wszystkie prawa do wydań krajowych. Szkopuł w tym, że pismo nie ocalało. Adresatka zniszczyła je, bojąc się, że władze PRL je przechwycą (na Mackiewicza był wtedy zapis cenzury).
Co ważne, na jednej z rozpraw powiedziała, że "ojciec pisał wszystkie listy na maszynie". To kwestia zasadnicza, zgodnie bowiem z polskim prawem testament musi być napisany odręcznie (albo przed notariuszem). Tę okoliczność wykorzystywali oczywiście adwokaci Karsov-Szechter.

Świadkowie pamiętali za mało
Lista świadków zawierała znane nazwiska. Orłoś widział ręczne pismo, Marek Nowakowski pamiętał wiele szczegółów, ale tego akurat chyba nie. Z kolei Mirosław Kowalski zeznał, że "pismo było drobne", by łatwiej przemycić je do Polski, ale w jego ocenie upoważnienie Mackiewicza dla córki miało skutkować natychmiast, a nie dopiero po jego śmierci.
Sąd uznał, że list nie był testamentem. - Są wątpliwości, czy w ogóle było takie pismo, a jeżeli nawet było, to czy własnoręczne. Wreszcie sporny jest jego charakter: czy to testament, czy dyspozycja za życia - powiedziała sędzia Agnieszka Wlekły. - Dokumenty z Niemiec zaś nie pozostawiają wątpliwości, kto jest spadkobiercą.

 

Komentarz Krzysztofa Masłonia:

Trzeba głośno mówić

W procesach o spuściznę po Józefie Mackiewiczu gubi się zasadnicza sprawa: obecności książek autora "Drogi donikąd" w obiegu czytelniczym. Te książki z całą pewnością zasługują na lepszy los niż ten, jaki je spotyka za sprawą ich obecnego edytora wydawnictwa Kontra. Jest bowiem prawdą, że większość tytułów prozy Józefa Mackiewicza można kupić w najlepszych i największych księgarniach, ale nie uświadczy się ich w księgarniach pomniejszych. Przestały też być przedmiotem naukowego i publicznego dyskursu. Ranga pisarstwa jednego z największych polskich prozaików XX w. wymaga profesjonalizmu od krytyków, badaczy literatury i jej popularyzatorów, od Kontry także. O tej twórczości, wbrew tytułowi Mackiewiczowskiej powieści "Nie trzeba głośno mówić", winno być głośno, jak najgłośniej. Mam nadzieję, że po zapowiadanej na wrzesień sesji w Rapperswilu poświęconej Józefowi Mackiewiczowi, tak właśnie będzie.

 

 

powrót

 

strona główna