Włodzimierz Bolecki

DZIENNIKARSTWO BEZ ETYKI
(ARTUR DOMOSŁAWSKI W AKCJI)

 

Oto krótka historia tego tekstu.

1 grudnia 2001 r. w „Gazecie Wyborczej” ukazał się artykuł A. Domosławskiego nt. Józefa Mackiewicza pt. Narodowość antykomunista. Zapytany o ten artykuł przez Krzysztofa Masłonia (Zrozumieć Mackiewicza, „Rzeczpospolita” z 2 marca 2002 r.) odpowiedziałem, że celem, jaki łatwo można odczytać z tej publikacji, była deprecjacja jury nagrody im. J. Mackiewicza oraz samego pisarza. I dodałem, że p. Domosławski postąpił nieuczciwie, ponieważ wykorzystał do swego artykułu moją książkę o Mackiewiczu pt. Ptasznik z Wilna (1991), czego nie zaznaczył. Na ten komentarz Domosławski odpowiedział artykułem Monopol na Mackiewicza („Gazeta Wyborcza” z 9-10.03.2002), w którym zaprzeczył wszystkim moim stwierdzeniom, zażądał (sześciokrotnie!) podania przeze mnie cytatów z jego tekstu i nazwał mnie oraz red. Masłonia „kłamcami i insynuatorami”.

Napisałem zatem replikę obficie cytując wypracowanie p. Domosławskiego i posłałem do „Gazety Świątecznej” ufając, że nie tylko prawo prasowe, ale zwykła przyzwoitość zobowiązuje redaktorów „Gazety” do jej zamieszczenia. Redaktorzy jednak odmówili twierdząc, że w moim tekście znajdują się „sugestie, sformułowania, jak i całe fragmenty obraźliwe dla dziennikarza Gazety”, że posłużyłem się „językiem obelg” (a dla takiego języka nie było i nie będzie w „Gazecie Wyborczej” miejsca). Na moją prośbę o wskazanie konkretnych zwrotów w moim tekście dano mi do zrozumienia, żebym sam ich sobie poszukał. Poprosiłem zatem Redaktorów „Gazety Wyborczej” o odpowiedź formalną zgodnie z art. 39, ust. 1. prawa prasowego. I wówczas dowiedziałem się, że jedynym powodem odmowy publikacji mojej odpowiedzi jest jej ... długość. We wstępie do niej – wedle zastępcy sekretarza redakcji „Gazety Wyborczej”, Dariusza Fedora – ja zakwestionowałem jednozdaniowy fragment z artykułu Domosławskiego, a zgodnie z prawem prasowym odpowiedź może być tylko dwukrotnie dłuższa, zatem mój tekst „traci przymiot rzeczowości niezbędny dla odpowiedzi prasowej”.

Równocześnie, gdy nie mogłem zamieścić w „Gazecie” odpowiedzi, p. Domosławski opublikował kolejny komentarz do mojej rozmowy z Krzysztofem Masłoniem nazywając ją „zadymą” („Gazeta Wyborcza”, 18 marca 2002). Poprosiłem więc „Gazetę” o zamieszczenie następującego listu w rubryce do Redakcji: „odwaga, z jaką pan Artur Domosławski strofuje Krzysztofa Masłonia za przeprowadzenie ze mną rozmowy w „Rzeczpospolitej”, skłania mnie do poinformowania Czytelników „Gazety Wyborczej”, że „Gazeta Świąteczna” odmówiła opublikowania mojej szczegółowej odpowiedzi na jego wszystkie zarzuty. Skoro rzecz dotyczy twórczości Józefa Mackiewicza, to przypomnę Domosławskiemu tytuł odnalezionej książki tego pisarza: „Prawda w oczy nie kole”.

Także i tych dwóch zdań redaktorzy „Gazety” nie opublikowali.

Posłałem więc mój tekst do „Plusa-Minusa”. Moja odpowiedź Domosławskiemu, choć napisana do „Gazety Wyborczej”, dotyczyła przecież nie tylko rozmowy opublikowanej w „Rzeczpospolitej”, ale była także obroną dobrego imienia jednego z jej bardziej znanych dziennikarzy. Od Jana Skórzyńskiego, wówczas nowego redaktora „Plusa-Minusa”, dowiedziałem się jednak, że postanowił on „nie kontynuować polemiki z Gazetą Wyborczą na temat Mackiewicza” (choć to ja polemizowałem, a nie „Rzeczpospolita”).

W obu dziennikach stale publikowane są artykuły i wywiady na temat wolności wypowiedzi, prawa do krytyki prasowej jako podstawy wolnych mediów, etyki zawodowej, tolerancji dla cudzych poglądów, uczciwości dziennikarzy, ich rzetelności i odpowiedzialności za słowo, itd., itd. Kiedy więc zastanawiam się, co w mojej odpowiedzi mogło zostać uznane przez „Gazetę Wyborczą” za tak wielką „obelgę” dla jej dziennikarza, że nie można o tym powiedzieć wprost, to przychodzi mi na myśl tylko tytuł mojej odpowiedzi: dziennikarstwo bez etyki.

***

Od momentu opublikowania artykuł Artura Domosławskiego dostępny jest w portalu internetowym „Gazety Wyborczej”. Jednak nie mając własnej strony WWW, nie mogłem w odpowiednim czasie zamieścić mojej odpowiedzi w internecie.

Robię to więc teraz, korzystając z faktu powstania strony internetowej poświęconej Józefowi Mackiewiczowi.

***

Oto moja odpowiedź na artykuł Artura Domosławskiego odrzucona przez „Gazetę Wyborczą” w marcu 2002 r.

*

W swoich – jak sam je nazwał – “ćwiczeniach publicystycznych” Artur Domosławski napisał o mnie i swoim koledze, dziennikarzu z “Rzeczypospolitej”, Krzysztofie Masłoniu, że jesteśmy “kłamcami i insynuatorami”, że gdyby nas nazwał “polemistami to byłby to niezasłużony komplement”, że mój komentarz do tego, jak przedstawił Józefa Mackiewicza, to “dokopywanie”.

Te obelgi zamiast merytorycznej odpowiedzi oraz liczne złośliwości skierowane nie tylko pod naszym adresem, (bo także po adresem kilku pisarzy oraz arcybiskupa Józefa Życińskiego) zmuszają mnie do odpowiedzi prasowej, choć właściwszym miejscem dla oceny wyczynów językowych p. Domosławskiego byłby sąd. Odpowiadam także dlatego, że większość czytelników “Gazety Wyborczej” nie zna rozmowy, która ukazała się w “Plusie-Minusie”, a Domosławski daje im do zrozumienia, że nie wie, „o co idzie” w moich krytycznych uwagach o jego artykule. Powtórzę zatem to, co powiedziałem w “Rzeczpospolitej”: chodzi o uczciwość i wiarygodność, czyli o etykę zawodową Domosławskiego, preparującego portret nieżyjącego pisarza oraz o sposób, w jaki wykorzystał do tego moje książki.

1. Na pytanie Masłonia, czy artykuł Domosławskiego "Narodowość – antykomunista" był “zamierzonym falstartem” obchodów Roku Mackiewicza odpowiedziałem: “Tego nie wiem. (...) [Ale] cele [tego artykułu] rozumiem następująco. Chodziło o zdeprecjonowanie nazwiska Józefa Mackiewicza jako patrona nowej nagrody literackiej. Następnie – o zdeprecjonowanie jury tej nagrody. I po trzecie, o przedstawienie czytelnikom "Gazety” Mackiewicza jako kolaboranta III Rzeszy – tak jak robiono to przez ostatnie 50 lat”. Domosławski odpowiada: “Nie deprecjonowałem jury nagrody im. Józefa Mackiewicza” (cytuję za wydaniem internetowym “Gazety”).

Naprawdę „nie deprecjonował”?

No to zobaczmy, skoro Domosławski domaga się cytatów. Po wymienieniu nazwisk jury Domosławski stwierdza: “Rzecz w tym, że akurat środowiska, które wynoszą Mackiewicza na ołtarze, nie są specjalnie znane z takich dociekań [tzn. z krytyki AK, Kościoła, Papieża i “Solidarności”]. Zazwyczaj przedstawiają ich autorów jako łajdaków i lewaków”. Czy to, zdaniem Domosławskiego, nie jest deprecjacja jury? Następny cytat: “Mam wrażenie, że dzisiejszym wyznawcom Mackiewiczowskiego antykomunizmu właśnie antykomunizm pisarza starcza za twórczość”. I cytat trzeci: “Nie pozbawiona ironii i paradoksu jest też sytuacja, w której literacką Nagrodę im. Józefa Mackiewicza przyznawać będzie jury, którego kilku członków publikowało książki i artykuły pod butem PRL-owskiej cenzury. Dla Mackiewicza byli oni – jak wszyscy to czyniący – nędznymi kolaborantami, sługusami czerwonego reżimu. Przynajmniej "obiektywnie". "Subiektywnie" zaś trudno orzec, czy teraz wybrali Mackiewicza za patrona, bo ekspiacji pragną, czy może po chrześcijańsku nastawiają drugi policzek”. Pierwszy cytat znajduje się na początku artykułu Domosławskiego, trzeci jest jego zakończeniem. Według Domosławskiego nie ma to nic wspólnego z deprecjacją. I jeszcze jedno: nie byłem i nie jestem członkiem tego jury.

2. Domosławski twierdzi także, że nie deprecjonował Mackiewicza jako patrona nagrody. Naprawdę?

Przecież już w pierwszym akapicie czytamy, że gdyby ktoś napisał to, co Mackiewicz, to okrzyczano by go “zdrajcą albo nieukiem” oraz “idiotą”. “Jacek Trznadel krzyczałby o nowej hańbie domowej, Kazimierz Orłoś – o zamazywaniu granic między dobrem i złem, zaś abp Życiński udzieliłby wywiadu o przerażającej niezdolności rozumienia dramatów historii”. Nie mogę tu przytaczać wszystkich negatywnych opinii Domosławskiego, ograniczę się więc do jednego zdania, którym dziennikarz podsumowuje swoją “rekonstrukcję” myśli pisarza: „Czyż to nie czysty leninizm?” To też, według Domosławskiego, nie jest deprecjacją. Domosławski szydzi, że “mam dar przenikania” intencji autorów. Nie mam, niestety, takiego daru, ale do czytania utworów p. Domosławskiego specjalnie nie jest on potrzebny. Przytoczone wyżej cytaty świadczą przecież jednoznacznie o celach jego artykułu i żadne zaprzeczenia Domosławskiego nie zmienią ich sensu.

3. Domosławski ma pretensje do mnie i Masłonia, że “nie odnieśliśmy się” do jego “poglądów” na temat Józefa Mackiewicza. Wyjaśniam zatem: tematem naszej rozmowy nie był artykuł Domosławskiego, lecz twórczość Mackiewicza. Odnieśliśmy się więc jedynie do tego, co nas w artykule Domosławskiego szczególnie raziło – głównie do jego sposobu pisania o nieżyjącym pisarzu. Tymczasem Domosławski uważa swoje “poglądy” za szczególne osiągnięcie intelektualne, skoro czyni mi – jakże subtelny – zarzut, że „nie mam na tyle wiarygodności i uczciwości, żeby choć streścić lojalnie w paru słowach poglądy adwersarza”. No cóż, jak sam napisał: “nawet miłość własna powinna mieć granice”. Mówiąc krotko: nie odnosiłem się do “poglądów” Domosławskiego, bo po prostu nie znalazłem w nich nic interesującego. A jeśli nawet są w nich sformułowania poprawne, to nie mam obowiązku ich przywoływać. Domosławski po prostu napisał to, co był w stanie napisać. Mnie natomiast trudno jest uznać za interesujące „poglądy”, które znane są od lat.

4. Stwierdziłem w rozmowie z Masłoniem: “Domosławski sięgnął po moją książkę pt. Ptasznik z Wilna (Kraków 1991) i obficie posłużył się zawartymi w niej faktami, dokumentami, cytatami, wywodami, argumentami etc.(...) [Robiąc to] był co najmniej dwukrotnie nieuczciwy, co w moich oczach – raz na zawsze przekreśla jego wiarygodność jako dziennikarza. Po pierwsze nie podał nigdzie informacji, że całą "dowodową" treść swego artykułu (a nawet dwóch, bo także polemiki z Kazimierzem Orłosiem) oparł na mojej książce, że posługuje się nie tylko zawartymi w niej dokumentami, ale że nawet parafrazuje lub przytacza bez podania źródła moje stwierdzenia, wnioski czy argumenty”.

Przyłapany na gorącym uczynku Domosławski przyznaje: “Tak, to prawda, część faktograficzno-biograficzną oparłem na książkach Boleckiego”. Zamiast jednak napisać po prostu “tak, to niedopatrzenie” Domosławski usiłuje się wykpić i znów oddaje się swoim ulubionym szyderstwom, byleby tylko zamazać podstawowy fakt, iż jednak nie podał źródeł do swojego artykułu. „Więcej Boleckiego! Nie sześć razy, ale szesnaście, sto szesnaście!”. Zabawne, prawda? Tylko rzecz w tym, że ja nie twierdzę, że Domosławski nie wymienia mojego nazwiska! Stwierdzam natomiast, że nie podając źródeł do swego artykułu Domosławski stworzył wrażenie, że cały jego artykuł, poza kilkoma cytatami, to jego własne dzieło - wynik żmudnych poszukiwań, analiz, ustalania faktów, gromadzenia interpretacji, etc. Nie znający prac na temat Mackiewicza czytelnik “Gazety Wyborczej” musi więc uwierzyć Domosławskiemu, że oto przybył nowy znawca przedmiotu, który na podstawie swojej własnej wiedzy o Mackiewiczu formułuje opinie, wystawia oceny, dowodzi, polemizuje, robi “encyklopedyczny przegląd” twórczości Mackiewicza, etc. W praktyce wygląda to np. tak, że obszerne fragmenty artykułu Domosławskiego oraz cytaty w ramce (“Krytycy o Mackiewiczu”) są albo wyborem dokumentów z moich książek, albo, co gorsza, parafrazami moich rozważań – bez podania źródeł. To wszystko Artur Domosławski nazywa swoimi “poglądami” i obraża się, że się do nich nie odnoszę. No dobrze, odniosę się do nich teraz. Domosławski wypowiada następujący własny, oryginalny pogląd o Józefie Mackiewiczu: “Nie wierzył w autentyczność wystąpień Sacharowa w obronie praw człowieka, a w deportacji Sołżenicyna dopatrywał się gry Kremla i tajemnych manipulacji” (GW, 1-2 XII, 2001, s. 21). W mojej książce znajduje się następujące zdanie: “Węszył manipulację w deportacji Sołżenicyna, nie wierzył w autentyczność wystąpień Sacharowa w obronie praw człowieka (...)” (Ptasznik z Wilna, Kraków 1991, s. 431). Domosławski pisze: według Mackiewicza “komunizm jest niereformowalny. Czy raczej na odwrót – jest nieskończenie reformowalny i przez to właśnie niebezpieczny”. A w mojej książce: “Pisarz był przekonany, że komunizm należy obalić nie dlatego, ze jest niereformowalny, lecz odwrotnie: dlatego, że jest nieskończenie reformowalny” (Ptasznik z Wilna, s.415).

A co pisze o mnie Domosławski? Bolecki “innym swe myśli przypisuje”! Jak mówi przysłowie: “na złodzieju czapka gore”. Czy mam więc dalej cytować i przytaczać dowody, że dziennikarz Domosławski postępuje nieuczciwie, ponieważ – jak powiedziałem – “parafrazuje lub przytacza bez podania źródła moje stwierdzenia, wnioski czy argumenty”? Nie zarzuciłem Domosławskiemu plagiatu, a jednak Domosławski woła: „nie jestem plagiatorem”! Dobrze wie, o co chodzi.

5. Domosławski stale manipuluje cytatami z mojej wypowiedzi. Nie odpowiada na żaden z wysuwanych przeze mnie argumentów, lecz wyolbrzymia kwestie, które bez kontekstu są niezrozumiałe. Powiedziałem w “Rzeczypospolitej”: “Gdy ja dowodzę, że oskarżenia przeciw pisarzowi nie były oparte na faktach i że tzw. sprawa Mackiewicza była przez blisko pół wieku po prostu organizowana – z powodów zemsty osobistej i politycznej – to Domosławski cytuje te oskarżenia jako dowody. Ja uzasadniam, że pisanie dziś o Mackiewiczu jako “kolaborancie” nie ma sensu bez równoczesnego porównania zakresu i treści rzeczywistej kolaboracji polskich pisarzy z okupantem sowieckim. Natomiast Domosławski konstruuje po raz kolejny portret Mackiewicza jako jedynego pisarza, który współpracował z prasą okupanta”. Na co Domosławski odpowiada: “proszę o cytat: gdzie napisałem, że JEDYNEGO?”. Przecież ja nie twierdzę, że Domosławski “napisał” takie zdanie oznajmujące! Twierdzę natomiast, że Domosławski SKONSTRUOWAŁ (czyli spreparował) portret pisarza w taki sposób (przez dobór cytatów, faktów i interpretacji), że „dowodami” (argumentami) w jego wywodzie stały się tylko oskarżenia, a często oszczerstwa. I w rezultacie problem kolaboracji polskich pisarzy podczas II wojny światowej sprowadził znów tylko do jednego nazwiska. Domosławski kwestię tę pomija całkowitym milczeniem.

6. Stwierdzam w rozmowie z Masłoniem, że Domosławski faktycznie dokonał lustracji Mackiewicza, choć “Gazeta Wyborcza” (także sam Domosławski) wielokrotnie piętnowała lustrację pisarzy jako działanie skrajnie NIEETYCZNE. Powiedziałem więc: “Wyobraźmy sobie sytuację, że oto ukazują się Pisma Zebrane innego pisarza, np. Juliana Stryjkowskiego, Aleksandra Wata, Adama Ważyka, Stanisława Jerzego Leca, Mieczysława Jastruna i “Gazeta” zamiast przedstawić ich twórczość, zamieszcza wielkie artykuły o ich kolaboracji z “Czerwonym Sztandarem”, z “Nowymi Widnokręgami”, “Prawdą Wileńską” i tak dalej. Czy to jest w ogóle możliwe?”. Żadnej odpowiedzi.

7. K. Orłoś już dwa razy zwracał Domosławskiemu uwagę, że twierdzenie, iż w 1941r. Mackiewicz w tajemniczy sposób został wypuszczony przez NKWD jest po prostu insynuacją (jej źródłem jest książka J. Nowaka z 1988 r.). Ja dodałem, że skoro opublikowana przez Mackiewicza Moja rozmowa z NKWD okazała się potem częścią powieści, to nie można nawet mieć pewności, czy Mackiewicz faktycznie napisał o swoim osobistym doświadczeniu. Można ją – jako „reportaż” zamieszczony w “Gońcu Codziennym” – traktować oczywiście jako fakt biografii pisarza, ale z zastrzeżeniem, że wiemy o tym fakcie jedynie tyle, ile napisał sam Mackiewicz (co zaznaczyłem w mojej książce). Ponieważ o tym wydarzeniu istnieje relacja TYLKO Mackiewicza, to – skoro ktoś uznaje jej faktyczność – nie może jej równocześnie kwestionować. To sprawa nie tylko logiki, lecz także etyki. Dlatego w “Rzeczypospolitej” powiedziałem: “z rozumowania Domosławskiego wynika, że ktokolwiek wyszedł cało z przesłuchania w NKWD, ten jest podejrzany (...). Niech więc lustrator Mackiewicza zaproponuje stosowanie tej reguły wobec wszystkich, którzy po przesłuchaniach zostali jednak wypuszczeni przez NKWD, KGB, gestapo, Urząd Bezpieczeństwa, Służbę Bezpieczeństwa...”. Domosławski i ten argument pomija milczeniem.

8. Aby odrzucić mój zarzut, że dokonał lustracji Mackiewicza Domosławski proponuje własną jej definicję: “Lustracja to wyrokowanie o człowieku na podstawie ubeckich papierów lub – w przenośni – wyrokowanie o człowieku, np. na podstawie jakiegoś czarnego epizodu w jego życiorysie”. Niech będzie. Ale przecież “czarną kartą” w życiorysie Mackiewicza nazywa Domosławski współpracę pisarza z “Gońcem”! A ponadto, jedynym sposobem, żeby Domosławski mógł udowodnić swą insynuację na temat rzekomej ceny, za jaką Mackiewicz “uszedł cało, skoro NKWD wiedziało o jego antysowieckim nastawieniu” (GW, 20 XII 2001 r.) jest przecież tylko i wyłącznie sięgnięcie po owe “ubeckie papiery” (czyli papiery NKWD)!!! Czy to nie jest lustracja według definicji Domosławskiego? Ale mnie chodziło o coś innego. Domosławski odwraca tu uwagę od kwestii, którą sformułowałem następująco. Najnowszej książce Mackiewicza zawierającej publicystykę z lat 1922-1936 Domosławski poświęcił kilkuzdaniową notkę, natomiast tzw. „sprawie Mackiewicza” ogromny artykuł – bez żadnego związku z książką. I to nazwałem lustracją pisarza.

Przy okazji tej samej kwestii Domosławski pisze: “Bolecki udaje Greka, gdyż jako polonista doskonale wie, że sformułowanie "budzi podejrzenia" nie jest w tym kontekście narracyjnym moją osobistą opinią. Cały fragment jest napisany w czasie praesens historicum...” itd. Domosławski informuje więc czytelników „Gazety”, że ja o tym fragmencie coś napisałem i że skomentowałem jego wypowiedź w złej wierze. Otóż oświadczam, że informacja zawarta w tych wywodach Domosławskiego jest KŁAMSTWEM, ponieważ kwestii, którą mi przypisuje ten lustrator Mackiewicza nie ma w ogóle w mojej wypowiedzi!!! Domosławski do polemiki ze mną wpisał fragment odpowiedzi Orłosiowi, którą opublikował dwa miesiące temu. Czy to nie jest manipulacja? Kogo więc udaje dziennikarz Domosławski? Uczciwego. I oczywiście wiarygodnego.

9. Domosławski zapewnia, że “pokaźna część poglądów Boleckiego i poglądów moich o Mackiewiczu jest zbieżna”. Co prawda, wiele zdań Domosławskiego nt. Mackiewicza jest prawdziwych, to jednak o żadnej zbieżności naszych poglądów nie może być mowy. Ja traktuję twórczość Mackiewicza integralnie, Domosławski wydłubuje z niej tylko strawne dla niego kąski. Ja uważam antykomunizm pisarza za oryginalny projekt światopoglądowy (etyczny, historiozoficzny, polityczny), który jest miarą intelektualnej wybitności i przenikliwości Mackiewicza, Domosławski natomiast z antykomunizmu Mackiewicza drwi. Ja uważam, że nie ma dwóch Mackiewiczów, Domosławski dzieli jego twórczość na publicystykę i literaturę. Ja kładę nacisk, że Mackiewicz był “krajowcem”, Domosławski natomiast twierdzi, że był kosmopolitą. Ponieważ stwierdzenie to dowodzi, że Domosławski w ogóle nie zna twórczości Mackiewicza, dalsze wyliczanie różnic uważam za stratę czasu. Miło mi jest jednak, że Domosławski przypomniał moje porównanie wspólnych cech myśli Mackiewicza i Gombrowicza. Korzystam więc z okazji, żeby przypomnieć jeszcze jedną wspólną cechę ich poglądów. Należy do nich na pewno przekonanie Gombrowicza, że “człowiek jest najgłębiej uzależniony od swego odbicia w duszy drugiego człowieka, chociażby ta dusza była kretyniczna”. Lektura Monopolu na Mackiewicza przyniosła mi jednak także pewną korzyść, ponieważ opisem metod dziennikarskich p. Domosławskiego będę mógł wzbogacić odpowiedni rozdział następnego wydania Ptasznika z Wilna, a ponadto na sąsiedniej stronie “Gazety Świątecznej” znalazłem trafny felieton Aleksandra Halla pt. Przyzwolenie na chamstwo.

Marzec, 2002 r.

 

powrót

 

strona główna