Rozmowa Krzysztofa Masłonia z Janem Zielińskim ("Rzeczpospolita", +Plus-Minus, nr 42 z 19.10.2002)

Mackiewicza partia szachów

Dlaczego Józef Mackiewicz wciąż pozostaje pisarzem nieznanym? Świadczy o tym choćby fakt, że wystawa w Muzeum Literatury jest pierwszą...

JAN ZIELIŃSKI: Nie jest to pierwsza wystawa. Na terenie Polski - tak, ale 3 kwietnia w wileńskiej Bibliotece Litewskiej Akademii Nauk otwarto wystawę "Wybitni Wilnianie - Józef i Stanisław Mackiewiczowie". Bardzo się cieszę, że w mieście, z którym Józef Mackiewicz był tak związany, miała miejsce pierwsza ekspozycja poświęcona jego życiu i twórczości - w setną rocznicę urodzin pisarza. Dzięki organizatorom tej wystawy możemy w Warszawie pokazać odnalezioną niedawno w Wilnie książkę, którą Mackiewicz pisał tam właśnie podczas wojny. Książka ta już się ukazała drukiem, pod tytułem "Prawda w oczy nie kole".

Czy, pańskim zdaniem, podobne znaleziska mogą się powtórzyć?

Absolutnie, tak. Józef Mackiewicz był - co okazuje się teraz, gdy wychodzą kolejne tomy jego "Dzieł", właściwie: "Dzieł zebranych", zawierające teksty rozproszone po czasopismach - pisarzem niezwykle płodnym i wszechstronnym. Był to człowiek interesujący się tak wieloma rzeczami, zdawałoby się - niewspółmiernymi, od przyrodoznawstwa przez teatr czy szerzej pojętą kulturę, literaturę, zwłaszcza rosyjską, po zagadnienia polityczne i społeczne. Skala poruszanych przez niego tematów jest bardzo szeroka. Pisał o sytuacji politycznej w Afryce, w Turcji, na Dalekim Wschodzie, o tym wszystkim, co się działo w świecie.

A przy tym, co zawsze mnie wzruszało, nie tracił z pola widzenia spraw najbliższych. O Wilnie, o Wileńszczyźnie pisał tak, jak Prus o Warszawie. Zwracał uwagę na komunikację w mieście, poziom usług gastronomicznych i wiele innych, równie przyziemnych, problemów.

Jest to trafne porównanie, gdyż wskazuje na niezwykle ciepły stosunek Mackiewicza do opisywanej rzeczywistości. Wbrew opinii, jaka o nim panuje jako o człowieku zimnym, oschłym, w swoim pisarstwie, reportażowym zwłaszcza, zawsze starał się nawiązywać osobisty stosunek z rzeczami i ludźmi, którymi się zajmował. Jest to charakterystyczne dla tego pisarstwa, bardzo je ożywia, sprawia, że wiemy, iż autor był w tym miejscu, które opisuje, a świadczą o tym szczegóły, które np. w dziennikarstwie na ogół są pomijane jako nieistotne ozdobniki. W nich kryła się czasem istota klimatu danego miejsca, czy charakterystyka ludzi, z którymi Mackiewicz się zetknął. Często jest to zresztą przedstawione w bardzo malarski sposób, można w jego pisarstwie pokusić się o wyszukanie analogii z konkretnymi obrazami. Miał wielkie poczucie zmysłowości świata.

Powrócę do pierwszego pytania. Dlaczego ten jeden z najlepszych pisarzy polskich XX wieku wciąż jest niedostatecznie znany, nie ma tylu czytelników, na ilu zasłużył?

Główne przyczyny są dwie. Pierwsza, najważniejsza to ta, że Józef Mackiewicz był bezkompromisowym antykomunistą. Cecha ta sprawiła, że w okresie PRL znajdował się w kraju na wszelkich możliwych czarnych listach. A druga przyczyna, z pierwszą związana, to ciągnąca się za pisarzem opinia kolaboranta. Zarzut kolaboracji wynika z opublikowania przez Józefa Mackiewicza w czasie okupacji niemieckiej Wilna kilku tekstów w tamtejszej prasie, określanej mianem gadzinowej. Z samym faktem polemizować nie ma najmniejszego sensu, ale geneza owych publikacji ma bezpośredni związek właśnie ze skrajnie antykomunistycznym nastawieniem ich autora. Decydował się on na ogłoszenie tych tekstów - zresztą nie pod nazwiskiem, tylko podpisanych inicjałami - ponieważ uważał, że dla Polski i dla Wilna największym niebezpieczeństwem jest ewentualne zwycięstwo komunizmu. I głosił pogląd, że nawet warto byłoby pójść z diabłem, byleby przeciw bolszewizmowi. To, że Mackiewicz w podwójny sposób był niewygodny sprawiało, że ustawił przeciw sobie i władze komunistyczne w Polsce, i środowiska kultywujące tradycje AK-owskie.

Na emigracji?

I na emigracji, i w kraju.

Józef Mackiewicz drugą część życia spędził na emigracji właśnie. Czy wystawa w Muzeum Literatury ten okres akcentuje?

Podstawa materiałowa wystawy z natury rzeczy jest ograniczona przez fakt, że archiwum pisarskie Józefa Mackiewicza i Barbary Toporskiej - jego małżonki - jest zastrzeżone do roku 2005.

To już niedługo.

Niedługo, ale na rocznicową wystawę za wcześnie. Nie mogliśmy więc skorzystać z rękopisów czy listów, które są zamknięte w kufrze znajdującym się w Muzeum w Rapperswilu. Ale dzięki przychylności dyrektora Janusza Morkowskiego, Anny Buchmann, Teresy Sandoz i innych osób odpowiedzialnych za spuściznę Mackiewicza, jak pani Niny Kozłowskiej z Monachium, udało się nam przywieźć do Warszawy wyposażenie gabinetu pisarza. Są to przedmioty codziennego użytku, jego fotel, maszyna do pisania, przybory piśmiennicze, zegarek, aparat fotograficzny. W jakiś sposób odtwarzają one atmosferę jego życia w ostatnim okresie. Życia niesłychanie skromnego. Pamiątki te pokazują, że ten człowiek niczego się w życiu - w sensie materialnym - nie dorobił. To jest może argument "od pieca", ale warto go podkreślać w dyskusji z tymi, którzy o Mackiewiczu mówią "zdrajca".

Na które eksponaty radzi pan zwrócić baczną uwagę?

Może na szachy. Mackiewicz był zapalonym szachistą...

... ślady tej pasji znajdujemy w jego książkach.

Moja współpracownica z Muzeum Literatury, współkomisarz wystawy Dorota Pieńkowska zafascynowana tym elementem gry intelektualnej, której szachy są wyrazistym, plastycznym symbolem, zaproponowała zwiedzającym...

... grę w szachy z autorem "Drogi donikąd"?

Coś w tym rodzaju. Zapraszam do Muzeum, by samemu się o tym przekonać.

Czy ekspozycja jest typową, rocznicową wystawą biograficzną?

Nie, raczej ekspozycją problemową. Poszczególne jej części wyznaczane są tytułami książek czy innych tekstów Mackiewicza i pokazują jego drogę intelektualną oraz oddziaływanie jego twórczości. Bo wbrew popularnej opinii nie jest on wcale pisarzem nieczytanym. Naszą prezentację zaczynamy od tematu jego małej ojczyzny - "Buntu rojstów". Chodzi tu o sprawę skomplikowanych stosunków narodowościowych na Kresach, z podkreśleniem polskości jako jednego z elementów, który powinien współtworzyć tę mozaikę etniczną, a nie dominować czy funkcjonować kosztem innych. Józef Mackiewicz był wyczulony na niesprawiedliwość społeczną, już w pierwszej książce reportażowej - "Buncie rojstów" właśnie, bronił słabych. Później będzie to robił przez całe życie, broniąc tych, którzy są dyskryminowani za to, że są inni. Następną, ważną część wystawy opatrzyliśmy tytułem "Widziałem na własne oczy", przywołującym wydrukowany w formie wywiadu reportaż naocznego świadka ekshumacji grobów katyńskich i drugie istotne świadectwo złożone przez Mackiewicza - relację z rozstrzeliwania Żydów wileńskich w Ponarach. Kolejny etap ekspozycji - "Pod każdym niebem" - ukazuje tułaczkę emigracyjną Mackiewicza, który, jak wiadomo, wyjechał z Polski w początkach roku 1945; udało mu się przedostać do Włoch, gdzie otrzymał zadanie sporządzenia dokumentacji zbrodni katyńskiej. Wskutek pewnych okoliczności ten tom później nie ukazywał się po polsku pod jego nazwiskiem...

Dlaczego?

To jest wynik ambicji i rozgrywek personalnych, a także - mam takie wrażenie - pewnego nieporozumienia, mianowicie ta książka zaczęła się ukazywać z przedmową Władysława Andersa i potem to autorstwo jakby przeszło na generała.

Nazwisko Mackiewicza, uznawanego za kolaboranta, mogłoby razić na okładce i przeszkodzić w propagandzie sprawy katyńskiej?

W każdym razie w językach obcych książka ta wydawana jest pod nazwiskiem Józefa Mackiewicza.

Z Włoch Mackiewiczowie pojechali do Anglii, a później do Niemiec.

W Anglii Józef Mackiewicz, podobnie jak w okresie wileńskim, kiedy pisywał często w "Słowie" należącym do jego brata, publikował w piśmie tegoż samego brata - Stanisława, które nosiło tytuł "Lwów i Wilno". Tam ukazało się kilka ważnych tekstów autobiograficznych. Drugą jego przystanią w Londynie były "Wiadomości" Mieczysława Grydzewskiego, których to w pewnym okresie stał się najpopularniejszym autorem, o czym świadczy jego zwycięstwo w plebiscycie czytelniczym. Wreszcie ostatnim etapem jego tułaczki, od 1955 r., było Monachium, gdzie zmarł 30 lat później.

Pisarsko był to dla niego okres najważniejszy.

Wtedy ukazywały się kolejno wszystkie jego najważniejsze książki, wśród nich ta, którą i ja, i większość czytelników uważa za najbardziej znaczącą - "Kontra". To wielka książka opowiadająca o losie niechcianych, zapomnianych, zdradzonych Kozaków, którzy ustępując przed naciskiem Armii Czerwonej liczyli, że alianci obronią ich, ale - niestety - zostali wydani i ich los był naprawdę tragiczny. Ta książka jest ogromnym krzykiem protestu przeciwko niesprawiedliwości, głosem sumienia, tym donioślejszym, że zabieranym w sprawie obcej, bo jak się ujmujemy za swoimi, to zwykle jest mniej jednoznaczne. "Kontra" to niewątpliwie najbardziej uniwersalne dzieło w twórczości Mackiewicza.

Dzieło spełniające wszystkie wymogi, by zaistnieć w świecie, który o tragedii Kozaków zdradzonych przez Zachód wie jeszcze mniej niż my.

Mówiliśmy o tym, że Mackiewicz był niewygodny. Jak widać, niewygodny był nie tylko w Polsce.

Gdzie, organizując wystawę, przeprowadzał pan kwerendę?

Ciekawe dokumenty otrzymaliśmy np. z Uniwersytetu Warszawskiego. Są one świadectwem warszawskiego epizodu pisarza, ponieważ przez pewien czas Józef Mackiewicz studiował w stolicy.

Zdaje się, że nauki przyrodnicze.

Tak, i pracował w Muzeum Zoologicznym. Niestety, nie udało mi się uzyskać ptaka upolowanego przez Mackiewicza i własnoręcznie przez niego wypchanego.

Ornitologią interesował się najbardziej.

Nieprzypadkowo. Włodzimierz Bolecki, który jest konsultantem naukowym wystawy, swoją książkę o Józefie Mackiewiczu zatytułował "Ptasznik z Wilna". Zwracam też uwagę na fotografie, jakie otrzymaliśmy od rodziny pisarza, niektóre z nich niepublikowane. Zwłaszcza przejmujące, dla mnie przynajmniej, jest ostatnie jego zdjęcie. Przedstawia ono w nietypowym, niesymetrycznym ujęciu z prawej dolnej strony starszego człowieka w okularach w ciemnej oprawce, który... widać, że odchodzi, wychodzi z kadru. A w tle, zimowym, jest coś, co znamy z zupełnie innych zdjęć i publikacji, coś, co przypomina mogiły katyńskie. Można powiedzieć, że to przypadek, ktoś powie, że to nadinterpretacja, ale dla mnie to zdjęcie syntetyzuje drogę życiową Józefa Mackiewicza.

Na jakie trudności napotkał pan podczas przygotowywania tej wystawy.

Przede wszystkim natury finansowej. Są one związane z obecnym kryzysem systemu finansowania kultury w Polsce, z tym, że od kilku lat coraz trudniej jest znaleźć sponsorów, gotowych wspierać przedsięwzięcia, na które instytucje kulturalne nie mają środków w swych szczupłych budżetach. Wyglądało na to, że - mimo zaangażowania się "Rzeczpospolitej" - wystawa nie dojdzie do skutku, w końcu, niemal w ostatniej chwili, udało się znaleźć kilku prywatnych entuzjastów pisarstwa Mackiewicza, którzy wsparli tę inicjatywę. Chciałbym wymienić ich nazwiska, jako przykład i zachętę dla innych. Są to panowie: Wojciech Kubalewski (Vector Polska), Marek Maciołowski z USA i Jerzy Sławiec z Warszawy.

Ile jest prawdy w stwierdzeniach, że autor "Nie trzeba głośno mówić" równie kontrowersyjny co w swoich poglądach, był w życiu codziennym. Że był człowiekiem, najdelikatniej mówiąc, trudnym.

Nie znałem go osobiście (wiem jedynie, że czytano mu mój tekst "Rekontra" z 1981 r., który był bodaj pierwszą w kraju rzetelną prezentacją jego walorów pisarskich). Natomiast dokumenty, korespondencja, a także przedmioty przywiezione z Rapperswilu świadczą o bardzo serdecznym, ciepłym stosunku pisarza do żony, do rodziny, bliskich mu ludzi.

Czego nowego dowiedział się pan w trakcie przygotowywania wystawy o Mackiewiczu?

Od dwudziestu paru lat uważam go za jednego z najwybitniejszych prozaików polskich i głębiej wchodząc - przy okazji ekspozycji - w jego życie i twórczość, utwierdziłem się w tym zdaniu. Przygotowania do wystawy uświadomiły mi, że wbrew wielu głoszonym sądom, Mackiewicz jest pisarzem zakorzenionym w naszym piśmiennictwie, obecnym, mającym wiernych czytelników. Jeśli spojrzeć na bibliografię, okaże się, że o tym podobno mało znanym pisarzu ukazało się kilkanaście książek. Więcej tytułów sobie poświęconych spośród polskich pisarzy emigracyjnych ma chyba tylko Gombrowicz. Bibliografia druków podziemnych pokazuje z kolei, jak często wydawano go poza cenzurą. Kilkanaście tomów liczą jego "Dzieła". Pytam: ilu polskich pisarzy dwudziestowiecznych miało taką edycję?

Dlaczego więc jest tak źle, skoro jest tak dobrze?

Jest to pochodna pewnych schematów i hierarchii, jakie się wytworzyły w polskim życiu literackim ostatnich lat. Życie to jest zdominowane nie tyle przez podziały polityczne, ile przez układy, jakie się od czasu odzyskania niepodległości wytworzyły, przez koterie, które sprawiły, że w kręgu ludzi czytających prasę - nie mówię literacką, bo tej prawie nie ma - powstały getta. I w pewnych kręgach wręcz nie wypada przyznawać się do czytania Mackiewicza, w innych zaś...

Niczego innego poza Mackiewiczem się nie czyta.

Ale to są sprawy środowiskowe, natomiast fenomen Józefa Mackiewicza wykracza poza środowisko literackie. Ma on najwięcej zwolenników wśród tzw. zwykłych czytelników, którzy nie przejmują się tym, co napisała taka czy inna gazeta i jaka opcja polityczna opowiada się za autorem "Kontry", a jaka przeciw niemu. Do tych ludzi on trafia, po prostu, jako znakomity pisarz.

Gdyby trzeba było dzisiaj zarekomendować młodym ludziom książki Józefa Mackiewicza, jakich pan by użył argumentów?

Na pierwszym miejscu postawiłbym jego kult wolności, rozumianej bardzo szeroko. To był pisarz szczególnie wyczulony na próby deptania wolności i broniący prawa każdego do realizacji swego losu. Druga cecha jego pisarstwa to zmysł syntezy. Chodzi o umiejętność pokazywania spraw o szerszym znaczeniu, procesów historycznych poprzez konkret, szczegół, znaczący detal. To nie jest pisarstwo obojętne, pisarstwo dla opisywania. Właściwie gdyby termin ten nie był obciążony negatywnie, można by mówić o pisarstwie tendencyjnym. Mackiewicz sam się do tego przyznawał. Bo jemu o coś chodziło. Dlatego to jego pisarstwo jest zawsze gorące, ono nie stygnie.

 

 

powrót

 

strona główna