Tomasz Mizak, student politologii na UMCS (artykuł opubl. w: "Studenckie Zeszyty Naukowe Wydziału Politologii Uniwersytetu Marii Curie–Skłodowskiej", nr 4, 2003, s. 79 – 93, nadesłany przez Autora)

Niemcy w twórczości Józefa Mackiewicza

Życie i twórczość

W pracy zajmuję się poglądami Józefa Mackiewicza dotyczącymi Niemiec, w tym stosunkiem do polityki Polski wobec III Rzeszy i okupacji hitlerowskiej. Przedstawię też apel Mackiewicza o pojednanie polsko-niemieckie po zakończeniu II wojny światowej. Wybrałem ten wątek z twórczości pisarza i publicysty, gdyż jest mało znany, a zarazem wyjątkowy ze względu na antyniemiecką tradycję polskiej myśli politycznej.

Józef Mackiewicz urodził się w Petersburgu 1 kwietnia 1902 roku w polskiej rodzinie. Od roku 1907 zamieszkał w Wilnie. Uczył się tam w prywatnym gimnazjum wileńskim Winogradowa. Kiedy wybuchła wojna polsko-radziecka w 1920 roku, wziął w niej udział w szeregach 10 pułku ułanów Dywizji Litewsko - Białoruskiej, do którego zaciągnął się rok wcześniej. W czasie działań wojennych dostał się do niewoli litewskiej po bitwie pod Oranami. Po wojnie rozpoczął studia przyrodnicze na Uniwersytecie Warszawskim, a następnie na Uniwersytecie Stefana Batorego. W Wilnie zaczął publikować pierwsze utwory literackie i książki oraz współpracował z dziennikiem „Słowo”, którego redaktorem naczelnym był jego brat – Stanisław Cat-Mackiewicz.[1] W latach 1939–1940 był redaktorem wydawanej w Wilnie polskiej „Gazety Codziennej”. Po wybuchu wojny do roku 1944 przebywał w podwileńskiej miejscowości Czarny Bór. Nie chcąc współpracować z okupantem sowieckim zarabiał na utrzymanie jako drwal i furman.[2] W tym czasie oskarżono go o kolaborację z Niemcami, która miała polegać na redagowaniu gadzinówki w języku polskim „Goniec Codzienny”. Zarzuty agentów komunistycznych działających w środowisku BiP AK i konspiracji wileńskiej spowodowały wydanie w końcu 1942 roku przez podziemny sąd wyroku śmierci na Józefa Mackiewicza. Żołnierze AK odmówili wykonania wyroku.[3] Sprawa redagowania „Gońca Codziennego” przez Mackiewicza do dziś jest zarzewiem dyskusji. W roku 1943 na prośbę Niemców i za zgodą wileńskiego okręgu AK pojechał do Katynia, by być świadkiem przy ekshumacji zwłok polskich oficerów. To, co zobaczył w dużej mierze zaważyło na jego przyszłych poglądach. Zetknięcie się z mordem jeszcze bardziej pobudziło go do zdecydowanego zwalczania Sowietów. Po powrocie z Katynia przedstawił władzom AK w Warszawie i Wilnie niezbite dowody na to, że ta zbrodnia była dziełem funkcjonariuszy NKWD.[4] Na podstawie własnych badań napisał książkę o zbrodnii katyńskiej pt.The Katyń Wood Murders. Pozycja ta przyniosła mu międzynarodowy rozgłos i została przetłumaczona na wiele języków, m.in. na niemiecki, włoski, hiszpański. Brał także udział jako świadek przed specjalną komisją Kongresu Amerykańskiego badającą zbrodnię katyńską.[5]

Uciekając przed zbliżającą się Armią Czerwoną i okupacją Polski, Mackiewicz przeniósł się w maju 1944 roku do Warszawy. Tam wydał trzy numery pisma „Alarm”, w których dowodził, że klęska Niemiec na froncie wschodnim przed kapitulacją na Zachodzie będzie końcem nadziei na niepodległość wszystkich krajów, łącznie z Polską.[6] Następnie wyjechał do Krakowa, skąd w styczniu 1945 roku uszedł przez Czechosłowację do Austrii. Wkrótce znalazł się we Włoszech, gdzie na zlecenie władz II Korpusu gen. Władysława Andersa rozpoczął prace nad polską „białą księgą” o Katyniu. Następnie mieszkał w Londynie, gdzie współpracował z pismem „Lwów i Wilno”, redagowanym przez Cata-Mackiewicza. Był też współpracownikiem londyńskich „Wiadomości”, paryskiej „Kultury” i wielu czasopism obcojęzycznych. W roku 1955 zamieszkał w Monachium. Jego teksty były publikowane prawie we wszystkich pismach polskich, które ukazywały się za granicą, a także w rosyjskiej prasie emigracyjnej, w tym w „Czasowym” (Bruksela), „Naszym Kraju”(Buenos Aires), „Zagranicy” wydawanej w Niemczech i w innych.[7] Za swoją działalność literacko-publicystyczną został wyróżniony licznymi polskimi i zagranicznymi nagrodami literackimi. Najbardziej znanymi utworami Józefa Mackiewicza są: 16–go między trzecim a siódmym, Droga donikąd, Kontra, Sprawa pułkownika Miasojedowa, Nie trzeba głośno mówić, W cieniu krzyża, Lewa wolna, Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy.

Józef Mackiewicz jest pisarzem wciąż mało znanym szerokiej publiczności, m.in. dlatego, że jego książki nie są dostępne w księgarniach. Wiele osób myli go ze sławnym bratem Stanisławem. Jego twórczość jest nierozerwalnie związana z kontrowersyjną biografią. Od początku do końca pozostawał antykomunistą. Przekonaniom, które towarzyszyły mu od lat młodzieńczych, pozostał wierny do śmierci. Konsekwentnie sprzeciwiał się próbom ugody z reżimem sowieckim. Był konserwatystą, który bronił wartości moralnych i duchowych niszczonych przez rewolucję bolszewicką. Wzorem dla niego był tradycyjny model życia społecznego XIX wieku – model wolnościowy. Zwalczanie go przez komunistów uważał za tragedię dwudziestego wieku. Uważał, że powinnością konserwatysty jest walka z tym totalitaryzmem. Podobne poglądy na temat bolszewizmu mieli pozostali konserwatywni myśliciele wileńscy. Stosunek „Słowa” do idei komunistycznych określał w sposób zdecydowany, publikując od 1923 roku na łamach tego czasopisma swoje artykuły.[8] Artykuły antykomunistyczne publikował aż do śmierci (na emigracji w Monachium w 1985 roku). i głośno mówił o swoich poglądach.[9] Chyba z tego powodu nie miał zbyt wielu przyjaciół. Nie potrafił się dostosować do tej części społeczeństwa polskiego, która była gotowa pójść na kompromis z komunistami – najpierw na Kresach Rzeczypospolitej, potem na emigracji. Dążył uparcie do prawdy, która nie dla wszystkich była wygodna. Ksiądz Bonifacy Miązek w mowie wygłoszonej przy trumnie pisarza powiedział, że „[b]ył niewygodny w Polsce, gdzie pomijano jego nazwisko […] niewygodny dla pewnych kół polskiej emigracji”.[10] Milczenie o Józefie Mackiewiczu mija, gdyż od kilku lat obserwujemy wzmożoną liczbę artykułów i recenzji drukowanych m.in. w „Rzeczpospolitej”, „Najwyższym Czasie”, „Nowym Państwie”.[11] Natomiast 9 września 2002 roku ustalono Nagrodę Literacką im. Józefa Mackiewicza.[12]

Ortodoksyjnie przywiązany do przyświecających mu idei, nigdy nie ulegał kompromisom w życiu prywatnym i w twórczości pisarskiej. Nie zgadzał się na rzeczywistość, w której przyszło mu egzystować. Otwarcie stawał w obronie pokrzywdzonych, pisał o sprawach, które były kłopotliwe, oskarżał winnych. Atakował autorytety: państwo polskie, Armię Krajową, Radio Wolna Europa czy Kościół.[13]

Wszystkie jego publikacje wywoływały na emigracji zacięte spory. Natomiast w Polsce w ogóle nie mówiło się o nim oficjalnie. Dopiero w 1981 roku na konferencji zorganizowanej przez Instytutu Badań Literackich PAN w Warszawie Jan Zieliński przypomniał postać Józefa Mackiewicza. Niedługo potem w „Trybunie Ludu” napisano, że książki autorstwa tego pisarza nigdy nie będą drukowane w PRL. Jednak w 1983 roku ukazała się powieść Nie trzeba głośno mówić oraz zbiór opowiadań Przyroda, fakty, ludzie, a następnie nastąpił swoisty „festiwal mackiewiczowski”. Przez trzy kolejne lata jego utwory były najczęściej przedrukowywanymi dziełami literatury emigracyjnej. Rozpoczęły się polemiki na ich temat, gwałtowne oskarżenia, ale i gloryfikacje autora i jego poglądów.

Pisał o wielu sprawach, które go nurtowały. Jednak przez cały okres twórczości tematem przewodnim był antykomunizm, dla którego przeznaczył najwięcej miejsca. Był przeciwnikiem nacjonalizmu i orędownikiem porozumienia z narodami wschodnimi. Wiele miejsca poświęcił również polityce kościoła wobec ZSRR, krytykując jego ugodową postawę. Opisał to w książkach: W cieniu krzyża. Kabel opatrznościWatykan w cieniu czerwonej gwiazdy.

Dla wielu ludzi Mackiewicz uchodzi za jednego z najwybitniejszych polskich prozaików. Zachwycał się nim Karol Zbyszewski, który był m.in. w kapitule przyznającej Mackiewiczowi nagrodę w 1980 roku [14], i Czesław Miłosz.[15]

Wobec zagrożenia ze strony III Rzeszy

Przez publicystów i pisarzy pomijany jest stosunek Mackiewicza do problemu, jakim były relacje polsko-niemieckie, oraz jego poglądy na Niemcy po zakończeniu wojny, w dobie kształtowania się nowego europejskiego porządku. Jest to zagadnienie mało znane w twórczości tego pisarza, gdyż publicyści pisząc o autorze Kontry koncentrują się raczej na jego antykomunizmie albo na tzw. „sprawie Józefa Mackiewicza” [16] pomijając ciekawy stosunek pisarza do III Rzeszy i powojennych Niemiec. Tuż po wojnie okazał się jednym z pionierów porozumienia polsko-niemieckiego.

Wzorem proniemieckich poglądów Mackiewicza była znajomość germanofilskich poglądów Władysława Gizberta-Studnickiego. Był zauroczony jego niezależną myślą i postawą. Duży wpływ na Józefa Mackiewicza wywarła także jego obecność przy ekshumacji grobów żołnierzy polskich w Katyniu.

Publicystyka Józefa Mackiewicza do początku 1939 r. była przede wszystkim poświęcona sprawom społecznym. Następnie głównym tematem artykułów stają się sprawy polityczne. W reportażach i felietonach koncentruje się na stosunkach polsko-niemieckich, relacjach Polski z krajami bałtyckimi. Sporo też pisał o polityce Litwy, Łotwy, Estonii wobec ZSRR.

Mackiewicz przedstawił uspokajającą politykę III Rzeszy w reportażach z Kłajpedy, Kowna i Tallina. Opisywał szczegółowo postawę ludności do Polski, a także relacjonował działania niemieckie na terenie państw bałtyckich. Jego zainteresowanie zapewne było podyktowane obawą o to, że kraje te w razie wybuchu wojny nie będą chciały walczyć razem z Polską: „Czy Litwa stanie u boku Polski?” – zapytał w jednej z korespondencji. Poddał krytyce neutralistyczne postawy polityków litewskich, dostrzegając w nich przejaw litewskiego nacjonalizmu. Był zdania, że ewentualny sojusz litewsko-niemiecki wymierzony będzie przeciw Polsce, a Litwa decydując się na jego podpisanie, straci suwerenność.[17]

Wówczas okazał się zwolennikiem „polsko-litewskiego współdziałania w razie agresji Niemiec na Polskę”, twierdził, że „przegrana Polski to klęska Litwy”.[18] Z nadzieją więc podchodził do wszelkich rozmów między głównodowodzącymi obu armii, upatrując w nich skutecznego sojuszu wojsk polskich i litewskich, skierowanego przeciwko Niemcom. Chciał, by ten sojusz został jeszcze rozszerzony o Węgry. Miał nadzieję na powstanie trwałej koalicji polsko-litewsko-węgierskiej.

Jednocześnie, obok reportaży ze stolic państw bałtyckich, Mackiewicz komentował stosunki polsko-niemieckie. Zajmował nieugięte i twarde stanowisko, występując przeciwko plotkom o oddaniu Gdańska Niemcom. Pisał, że Gdańska nie można oddać nawet za najwyższą cenę. Poparł Józefa Becka, dowodząc, że „twarda riposta na mowę Hitlera, w której kanclerz III Rzeszy wymówił traktaty Polsce i Wielkiej Brytanii, powinna wejść na stałe do kanonu przedwrześniowej publicystyki”. Mackiewicz zażądał najpierw od rządu polskiego kategorycznej i jednoznacznej odpowiedzi na tę mowę: żadnych dyplomatycznych uników, niedomówień i polemik, bo „z Hitlerem nie można polemizować”.[19]

„Czy polemizuje się z człowiekiem” – pytał publicysta „Słowa” – „który wam powiada: »ja zaraz pana uderzę!«. Oczywiście nie, ale się nie czeka. Co można powiedzieć komuś, kto powiada: »ja panu zaraz coś zabiorę!« – Nic, tylko się go bierze za przegub ręki. Co można odpowiedzieć kanclerzowi Hitlerowi na jego oświadczenie: »że Gdańsk nigdy polski nie będzie, to nie ma wątpliwości«. Odpowiedzieć milczeniem. Milczeniem przerwanym tylko chrzęstem wyjmowanych i osadzanych na karabinach bagnetów!”.[20]

Kiedy Mackiewicz dowiedział się, że hitlerowcy zamieniają Gdańsk w bazę militarną, rozmieszczając tam dywizję wojska, napisał z furią: „[…] ta jedna dywizja niemiecka będzie dosłownie zniesiona, zmasakrowana w ciągu kilku godzin przez wojsko polskie, które stalową obręczą stanęło nad granicami Rzeczypospolitej. Będzie to […] mały fragment wielkiej wojny, jak dziś sprawa Gdańska jest małym fragmentem wielkich planów Hitlera, którym Europa postanowiła położyć kres”.[21]

Niedługo po tych słowach wzmocnił jeszcze swe stanowisko, pisząc, że w przypadku Gdańska casus belli zaistniał już w kwietniowej mowie Hitlera: „Na razie chodzi o to, czy nie da się załatwić wszystkiego bez wojny? A dopiero gdy to się okaże niemożliwe, wyrzucimy zbrojnie SA- i SS-manów, przywrócimy placówkę w stoczni w Schichau, usuniemy armaty stamtąd, gdzie stać nie powinny i obrócimy ich lufy w innym kierunku”.[22]

Oficjalne stanowisko wobec ewentualnej agresji niemieckiej wyraził na łamach „Słowa” w komentarzu Nasze stanowisko. Nazwał je „bezkompromisowym i patriotycznym” i zadeklarował pełne poparcie na wypadek decyzji władz państwowych o „mobilizacji materialnych sił narodu”. Dalej pisał: „W takiej chwili decyzja w tej mierze należy do Naczelnego Wodza Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej i nikt poza najwyższymi czynnikami Państwa ingerować ani krytykować jego decyzji po prostu nie ma, nie powinien mieć prawa”.[23]

Po słynnej sejmowej mowie ministra J. Becka Mackiewicz zamieścił komentarz, który wart jest przypomnienia: „Całej Polsce zaimponowała [w mowie ministra Becka – T. M.] Jej własna odpowiedź, poczucie honoru. […] Nikt nie wierzy, aby jakiekolwiek argumenty, najbardziej słuszne nawet, mogły kanclerza Hitlera przekonać, czy go sprowadzić z zamierzonej drogi. Jeżeli chce, może znów podpalić Europę. Odpowiedź Polski ma powiadomić całą Europę, że w gaszeniu tego pożaru weźmiemy natychmiastowy i energiczny udział”.[24]

Od sierpnia 1939 r. zajął się sytuacją w krajach bałtyckich i jej konsekwencjami dla bezpieczeństwa Rzeczypospolitej Polskiej. Wówczas dostrzegał już, że prasa polska zajęta zagrożeniem ze strony Niemiec, zbyt mało czasu i miejsca poświęca na sytuację na północnymwschodzie. Jego zdaniem w tej części Europy wzrasta agresywność Sowietów, którzy chcą skorzystać z europejskiego zamieszania, by poszerzyć swe wpływy nad Bałtykiem. Wydarzenia w najbliższym czasie pokazały, że diagnoza Mackiewicza w tym przypadku okazała się jak najbardziej trafna.

23 sierpnia 1939 roku widać w jego korespondencji bezsilną rozpacz. Najpierw pisze z goryczą, że prasa polska została głucha na korespondencje „Słowa” z państw bałtyckich i zignorowała wywiad przeprowadzony w Tallinie z ambasadorem RP. „Tymczasem właśnie »Słowo« było pierwszym pismem, które usiłowało zaalarmować naszą opinię, wskazując jej niebezpieczeństwo dla Polski płynące z politycznej gry Sowietów nad Bałtykiem […]. Przeszło się nad tym do porządku”. J. Mackiewicz uważał, że Polacy mają „przeżartą” psychikę, ponieważ widzą tylko to, co chcą widzieć. Natomiast „dla polityki Sowietów polityka Hitlera obecnej chwili wytwarza maksimum dogodnych możliwości. […] Nie leży w naszym interesie interes Sowietów. Jak również wrogi jest nam interes Niemców nad Bałtykiem. Naszym hasłem było zawsze: ani Niemcy, ani Rosja! – koncepcją polską był związek sojuszniczy państw od Bałtyckiego do Czarnego Morza”.[25] Mackiewicz zauważał z satysfakcją, że mimo niebezpieczeństwa, jakie niesie wojna, Polacy zgodni są co do tego, że na agresję niemiecką trzeba odpowiedzieć zbrojnym oporem.

Po ataku III Rzeszy na Polskę Mackiewicz zamieścił w „Słowie” jeszcze kilka krótkich tekstów. Informował w nich o reakcjach ludności Wileńszczyzny na wybuch wojny, pisał o obłudzie propagandy niemieckiej wychwalającej teraz Moskwę, którą niedawno przedstawiała jako śmiertelnego wroga. Cieszył się, że w społeczeństwie Rzeczypospolitej nie ma żadnych rozdźwięków, a krytyka niedociągnięć walki obronnej przyjmowana jest ze zrozumieniem.

Wobec okupacji hitlerowskiej

Okres okupacji Niemiec w Generalnej Guberni przyniósł walkę z okupantem. Podział był prosty: każdy przeciwnik Hitlera był sojusznikiem. Natomiast na terenach wschodnich sytuacja przedstawiała się inaczej. Tutaj znano dwóch okupantów: sowieckiego (IX 1939 – VI 1941) i niemieckiego (VI 1941). Ucieczka komunistów wywołała radość. Niemców powitano niczym wybawicieli. Nastąpił podział: niemal wszystkie narody Europy Środkowo-Wschodniej opowiedziały się po stronie Niemiec. Natomiast dla Polaków Niemcy były nadal wrogiem numer jeden.

W atmosferze tamtych wydarzeń Mackiewicz zachował odrębne stanowisko. Można powiedzieć, że wyrwał się z „gorsetu narodowej dyscypliny”, ponieważ za najważniejszego wroga uważał bolszewików i ich okupację. Początkowo nie zawahał się pisać do gadzinówki hitlerowskiej „Goniec Codzienny” by pokazać jakim zagrożeniem są Sowiety, co przysporzyło mu wrogów na całe życie.[26]

Kiedy rozpoczęła się wojna niemiecko-sowiecka, dostrzegł, że Polacy na tyłach armii niemieckiej organizowali akcje dywersyjne. Uważał, że w tym przypadku zamiast posłużyć się jednym wrogiem do zwalczania drugiego i potem próbować bezpośredniej walki, to tak naprawdę pomaga się Stalinowi, by pokonał Niemców i narody Europy Wchodniej, w tym Polskę. Polacy z solidarności narodów Europy Wschodniej wyłamali się, poszli razem z bolszewikami. Napisał: „rozwiera się taka przepaść pomiędzy »Koroną« i »Wielkim Księstwem«, jakiej nigdy jeszcze o tej głębokości w historii nie było. W porównaniu z tym odrodzenie się naszych narodowych ruchów białoruskiego, litewskiego, ukraińskiego w XIX wieku zda się tylko drobną skazą na waszej »idei Jagiellońskiej«. Dziś ona jest rozdarta przepaścią nie do przebycia, i nieodwracalna! Wszystko co było Litwą i Rusią, idzie przeciwko boszewikom. Wszystko, co było Koroną, idzie z bolszewikami”.[27]

Inaczej postrzegał okupację niemiecką niż wielu mu współczesnych. Odróżniał ją od sowieckiej, która jawiła się mu jako antycywilizacja, niszcząca ludzkie umysły. Klasyfikacji dokonał w Drodze donikąd. Jeden z bohaterów wyraża zdanie autora, mówiąc, że „Niemcy niszczą ciała, a sowiecka okupacja coś więcej […]”.[28] Podobne słowa odnajdujemy także w powieści Nie trzeba głośno mówić, w której stwierdził: „Nie zgadzam się, żeby Niemcy byli wrogiem największym. Większym są bolszewicy, bo są bardziej dla każdego narodu niebezpieczni. Z prostej formuły, że żaden Polak nie może być jednocześnie Niemcem, gdyż pojęcia te wykluczają się nawzajem. Ale każdy Polak może być jednocześnie komunistą. Gdyż pojęcia te, często niestety, dobrze się nawet rymują. Fałszujemy rzeczywistość, stawiając niekiedy znak równania pomiędzy okupacją niemiecką i sowiecką. Niemiecka robi z nas bohaterów, a sowiecka robi z nas gówno. Niemcy do nas strzelają, Sowieci biorą gołymi rękami. My do Niemców strzelamy, sowietom wpełzamy w dupę. To nie jest więc żadna analogia, lecz odwrotność. […] Największą propagandę prosowiecką robi fakt, że z sowietami walczą właśnie Niemcy. Szukając więc z nimi porozumienia, przechodzilibyśmy nie na antybolszewicką, lecz na probolszewicką robotę. A już abstrakcją od znanego faktu jest, że Niemcy na żadne porozumienie z Polakami nie pójdą. Więc nie ma o czym gadać”.[29] W dalszych akapitach zaśdodawał: „Metody niemieckie kładą w praktyce i emocjonalnie każdy argument antysowiecki. Zresztą tam w GG występuje to jaskrawiej niż tu (w Wilnie). […] Niemcy w całej Europie odbierają antykomunizmowi wiatr z żagli przez to, że wszelki antykomunizm integrują do hitleryzmu. To największa zbrodnia Adolfa Hitlera”.[30]

W innym miejscu pisał, że „pod okupacją niemiecką ludzie walczyli z okupantem. A pod okupacją okupacją sowiecką raczej gniją”.[31] Trzeba zaznaczyć, że zdaniem Mackiewicza „[n]ie ma żadnej analogii pomiędzy okupacją niemiecką i sowiecką. Z Niemcami była wojna. Straszna, ale wojna […] w granicach związku sowieckiego nie było żadnej wojny […]”.[32] W publicystyce Mackiewicza można dostrzec elementy, które pokazywały, że niemiecka okupacja potrafi wydobyć z Polaków heroizm walki o wolność. Natomiast okupacja sowiecka, budzi w nas odwrotne uczucia, „wydobywając z Polski maksymalną chęć pójścia w niewolę”.[33]

Mackiewicz w swojej publicystyce wydał sąd nad okupacją niemiecką, której zarzucał popularyzację bolszewizmu. „Propagandę totalnej nienawiści do Niemców organizowali w kraju sami Niemcy. Starczyłoby jej na całe pokolenie. Tymczasem największy cios, który nam właśnie zadali w postaci popularyzacji bolszewików, wynikającej z reakcji na niemieckie metody – nie został odparowany. Wręcz przeciwnie, na biedny kraj zwaliły się potęgi, których zadaniem było tę popularyzację podtrzymać, utwierdzić ją. Londyn i Ameryka i rząd polski, podziemia polskie, radio polskie, propaganda szeptana, pisana, nadawana, krzyczana, wszystko to miało nas przekonać, że bolszewicy nie są tacy straszni… Pod takim ciężarem jakiż kraj by temu nie uległ!”.[34] Na końcu artykułu wyraził jeszcze ubolewanie: „[…] bolszewicy przyjaciele, Niemcy wrogowie, a niepodległość? Gdzieś się tam plącze między falami eteru”.[35]

Koncepcja pojednania polsko-niemieckiego

Wypowiedzi Mackiewicza dotyczące bieżących spraw były dociekaniem i obroną prawdy. Nie stosował modnych, obowiązujących szablonów myślenia przy rozwiązywaniu problemów, które przysporzyłyby mu przyjaciół w wielu kręgach intelektualnych. Nie był politykiem, lecz myślicielem, który bronił zasad. To właśnie wówczas, w latach powojennych, swoją postacią i opiniami przeciwstawiał się rozpowszechnionym racjom, poglądom, pewnikom. Nie bał się mówić o sprawach trudnych, dążył do wolności głoszenia własnej opinii, gdyż były dla niego zasady, których żadna „racja polityczna” nie mogła mu przysłonić.

Tak było w sprawie Niemiec po zakończeniu wojny. Starał się nie kierować zaszłościami wojny, ale stać na straży fundamentalnych zasad, w których zbrodnia jest zbrodnią niezależnie od pochodzenia poszkodowanego.

Kiedy ogół społeczeństwa dziwił się, dlaczego z taką zawziętością Niemcy bronią się przed bolszewikami, choć wiedzą, że wojna jest już przegrana, Mackiewicz udzielił na to takiej odpowiedzi: „[…] żołnierz niemiecki widział to życie, aż do Wołgi. I w gruncie rzeczy trudno mu się dziwić, że bronił się jeszcze w Berlinie”.[36] Po pokonaniu Niemiec hitlerowskich nie mógł patrzeć na niesprawiedliwość, jaka spada na społeczeństwo niemieckie, pisząc: „Mieliśmy do czynienia z olbrzymią machiną, zorganizowaną machiną terroru i okrucieństwa, która jeżeli chodzi o Żydów, nie miała precedensu może nawet w historii. O tym każdy z nas wie na pamięć. Natomiast co wiemy o odwetach we wschodnich Niemczech?”. Dalej podał wstrząsający przykład okrucieństwa, który wart jest przytoczenia: „W pewnej wsi – opisuje Thorwald – zamordowano chłopa niemieckiego i obcięto mu dla żartu głowę, gdy bronił swej żony, którą gwałciło szesnastu żołnierzy sowieckich po kolei, i to należało do porządku rzeczy. Dlaczego jednak przy okazji na ścianie stodoły przybito gwoździami głową w dół czternastoletniego chłopca, tego nikt nie wiedział… Kapelan amerykański, Francis Sampson, opowiada, że w Neubrandenburgu zgwałcone dziewczęta niemieckie wieszano za nogi do rozstawionych gałęzi drzew i rozcinano w pachwinach… W Pradze Czeskiej Niemki rozbierano do naga i kazano im w tym stanie uprzątać gruz; jednocześnie otwierać szeroko usta, żeby każdy przechodzień mógł w nie splunąć; matki krępowano drutami kolczastymi i wrzucano do rzeki, zaś dzieci topiono w miejskich rezerwuarach wodnych, odpychając za pomocą długich żerdzi od krawędzi. Proboszcz Karol Seifert opowiada, że dnia 20 maja 1945 r., stojąc na brzegu Elby, widział: rzeką płynęła drewniana tratwa, do której długimi gwoździami przybita była za nogi i ręce cała niemiecka rodzina z kilkorgiem dzieci… Były major sowiecki Klimow opisuje (Bellinskij Kreml) jak w rowach przydrożnych leżały kobiety niemieckie, którym powbijano kolbami między nogi butelki od piwa […]”.[37]

Mackiewicza cechowała umiejętność dostrzegania krzywd doznanych przez przeciwnika, szczególnie przez pojedynczych ludzi niemających nic wspólnego z ogromną machiną terroru hitlerowskiego. Zaraz po wojnie opisywał bestialstwa, jakich dopuszczali się żołnierze Armii Czerwonej na ludości cywilnej. Jedynie ktoś, kto wyzbył się wszelkich nacjonalizmów, „lubi i Rosjan, i Niemców, i Żydów”[38], mógł pisać, że zbrodni popełnionych na przeciwniku nie da się usprawiedliwić.

Poza tym pisał, że obciążenie zbiorową odpowiedzialnością wszystkich Niemców za hitleryzm jest takim samym absurdem jak obwinianie wszystkich Rosjan za komunizm czy Katyń. Nie bał się przypomnieć i potępić zniszczenia miast niemieckich przez aliantów, które to zniszczenia nie miały żadnego celu strategicznego, a jedynie były aktem zemsty wymierzonym w ludność cywilną i dorobek cywilizacji niemieckiej. Stwierdzał, że to tak, jakby miasto samo w sobie ze swoimi zabytkami i ludźmi było winne za hitleryzm. Jego zdaniem to hitleryzm należało zniszczyć, a nie niemieckie miasta.[39]

Mackiewicz stawał w obronie tych, których dotykała niesprawiedliwość, reagował na przejawy krzywdy. Mimo tolerancji dla ludzi o odmiennych poglądach, oburzył się, kiedy profesor Oskar Halecki, uznany autorytet w świecie nauki, wystąpił z poglądem negującym historyczną przynależność narodu niemieckiego do kultury i cywilizacji europejskiej. Poruszony do głębi Mackiewicz nie wahał się przed najsurowszą krytyką.[40]

Po wojnie fundamentalizm Mackiewicza starł się z koncecją stosunku Polski do Niemiec reprezentowaną przez Juliusza Mieroszewskiego – publicystę „Kultury”, Jana Nowaka-Jeziorańskiego, a także wielu innych – jak to określał Mackiewicz – polrealistów, czyli realistów politycznych, tzn. tych, którzy chcieli pogodzenia się z systemem komunistyczym i szukania dróg porozumienia łącznie z władzami w Warszawie. Uważali oni, że najważniejszą sprawą dla Polski w ówczesnym stanie jest zawarcie układu z RFN, który zatwierdziłby granice PRL. Dopóki władze Niemiec nie uznają granicy na Odrze i Nysie, dopóty Rosja sowiecka będzie jedynym gwarantem całości PRL. Mackiewicz odrzucił taki punkt widzenia. Jego zdaniem wolność jest w tym momencie ważniejsza niż granice, gdyż te ostatnie nie są niczym innym, jak granicami administracyjnymi prowincji ZSRR. Jednak w dyskusjach politycznych na emigracji sprawę granic uznano za podstawową kwestię między narodem polskim a niemieckim. Mackiewicz upatrywał w tym triumf „polrealizmu”, a to, jego zdaniem, zawsze jest na rękę komunistom. Jednak w jego wypowiedziach na temat stosunków polsko-niemieckich inne sprawy wydają się ważniejsze. Te inne sprawy to nawiązanie bliskich stosunków z Niemcami, co, jego zdaniem, powinno być priorytetem polskiej powojennej myśli politycznej. Koniecznością jest też przezwyciężenie stereotypów antyniemieckich. Przezwyciężenie tych kompleksów okazuje się bardzo ważne, gdyż ich pogłębianie powoduje jedynie wpychanie w świadomość Polaków propagandy komunistycznej.[41]

Miał odwagę mówić o pojednaniu już w latach pięćdziesiątych XX w. na długo przed „Listem biskupów polskich do biskupów niemieckich” (1965). Takie zagadnienia bardzo rzadko pojawiały się w wypowiedziach publicystycznych. Szukał prawdy i mówił ją każdemu, często narażając się na nieprzychylność ze strony wpływowych środowisk polskiej emigracji. Jego wrażliwość nie pozwalała mu nie utożsamiać indywidualnych spraw ludzkich z polityką i szowinizmem narodowym, był wyzuty z wszelkich nacjonalizmów, uprzedzeń i stereotypów. Uażał, że po wojnie nie Niemcy stanowiły zagrożenie, a ZSRR.

Kiedy ponad czterdzieści lat temu mówił o pojednaniu polsko-niemieckim, o krzywdach wyrządzonych przez komunistów na Niemcach, to zapatrywania jego były przemilczane. Jednak po upadku muru berlińskiego takie poglądy z czasem stały się popularne i weszły na stałe do kanonu niezależnej publicystyki. Przezwyciężano kompleks antyniemiecki i nie milczy się już o zbrodniach popełnionych na Niemcach.

Zakończenie

Analiza tekstu pozwala na sformułowanie wniosku, że w twórczości Mackiewicza można wyróżnić trzy etapy jego stosunku do Niemiec. Pierwszym z nich jest etap przedwojenny – moment zagrożenia hitlerowskiego dla Polski. W tym czasie autor ostro walczył słowem z III Rzeszą. Zwracał uwagę na konieczność sojuszu państw: Litwy, Polski, Węgier, by skutecznie przeciwstawić się Niemcom. W swojej publicystyce dostrzegał zagrożenie ze strony bolszewickiej Rosji. Próbował zwrócić uwagę na ten problem, ale bezkutecznie. Drugi etap twórczości obejmował okupację hitlerowską. Tutaj inaczej niż wszyscy pokazywał Niemcy. Mówił otwarcie, że z Niemcami jest wojna, i to okrutna, pytał dlaczego Polacy będąc przeciwko okupantowi niemieckiemu automatycznie są za okupantem komunistycznym? Dla Mackiewicza nie było zrozumiałe to, że niedostrzegano większego zagrożenia ze strony bolszewików, mimo że oni niszczyli coś więcej niż Niemcy, bo duszę. Podkreśla fakt, że jedynie naród polski spośród narodów Europy Środkowej opowiedział się niemal jednym głosem przeciwko Niemcom, stając po stronie ZSRR.

Od przedwojennego dystansu wobec Niemiec Mackiewicz przeszedł do docenienia powojennej roli Republiki Federalnej Niemiec w obronie Europy przed dalszym rozprzestrzenianiem się na jej obszarze ideologii komunistycznej. Mówił o sprawach trudnych w tamtym okresie, o bestialstwach dokonanych na ludności cywilnej przez bolszewików na „wyzwalanych” terenach i o bezsensownym niszczeniu wszystkiego, co było niemieckie. Jego związek z Niemcami zrodził się raczej z rozsądku. Jako jeden z pierwszych zaczął mówić o pojednaniu polsko-niemieckim. Uważał, że dopóki takiego gestu nie będzie, to propaganda komunistyczna będzie odnosić sukcesy. Nienawiść będzie pchała Polaków w ręce Moskwy, a nie w kierunku wolności. W roku 1985 nad urną Józefa Mackiewicza ktoś powiedział, że był publicystą progermańskim. Jest to wielkie uproszczenie, gdyż zdaniem przedwojennych myślicieli wileńskich, konflikt polsko-niemiecki miałby dwie konsekwencje. Konsekwencja pierwsza, to atak Rosji Sowieckiej. Konsekwencja druga zaś byłaby taka, że Polacy przy swoim emigracyjnym zaangażowaniu antyniemieckim wpadliby prosto w ręce Moskwy. I tak się stało.[42] Wybrał Niemcy na stałą siedzibę emigracji, zamieszkując w 1955 roku w Monachium na pozostałe trzydzieści lat życia i objawił się tam jako znamienity literat.

Mackiewicz był nonkonformistą, cechowała go wierność własnemu powiedzeniu: „tylko prawda jest ciekawa” i konsekwentnie trwał przy swoich poglądach. W jego działalności można dostrzec również wady takie, jak: monotematyczność ciągłego tropienia przejawów zła komunistycznego do tego stopnia, że na pogrzebie Władysława Gizberta-Studnickiego „odwrócił głowę”, by nie przywitać się z bratem Catem.[43] Był zamknięty na poglądy innych myślicieli, miał skłonności do izolacjonizmu.

Ponad pół wieku temu, w scenerii dobiegającej końca drugiej wojny światowej, stało się jasne, że konflikty między Polakami i Niemcami szkodzą obu narodom i całej cywilizacji zachodniej. Chwała należy się zatem jednemu z polskich literatów, który odważył się myśleć w kategoriach wolnych od nacjonalizmu.[44]

„Mackiewicz był pisarzem–realistą i w porównaniu z jego zaciekłością w odtwarzaniu »jak naprawdę było« inne odmiany realizmu ukazują swoją bladość albo fałsz” – tak o twórczości Józefa Mackiewicza pisał Czesław Miłosz.[45]

Przypisy

[1] Kalendarium życia i twórczości [w:] J. Mackiewicz, Zwycięstwo prowokacji, Londyn 1997, s. 243–244.

[2] Tamże, s. 245.

[3] J. Malewski [Włodzimierz Bolecki], Ptasznik z Wilna, Warszawa 1990, s. 80.

[4] J. Mackiewicz, Widziałem na własne oczy, „Rzeczpospolita”, 12–13 kwietnia 2003, s. 8–9.

[5] Tenże, Prawda w oczy nie kole, Londyn 2002, s. 213.

[6] J. Trznadel, Mackiewicza ostrzeżenie przed niewolą, „Najwyższy Czas” 2002, nr 9, s. 29.

[7] Bibliografia za: Droga Pani (wybór tekstów J. Mackiewicza i B. Toporskiej), wyboru dokonał T. Kadenacy, Londyn 1993, s. 467–495.

[8] D. Szpoper, Sukcesorzy Wielkiego Księstwa. Myśl polityczna i działalność konserwatystów polskich na ziemiach litewsko-białoruskich w latach 1904–1939, Gdańsk 1991, s. 195.

[9] W. Bolecki, Antypolityczny antykomunista. Sylwetka ideowa Józefa Mackiewicza, [w:] Myśl polityczna na wygnaniu. Publicyści i politycy polskiej emigracji powojennej, red. A. Friszke, Warszawa 1995, s. 177–178.

[10] J. Malewski, Wyrok na Józefa Mackiewicza, Londyn 1991, s. 8.

[11] Zob. np.: „Najwyższy Czas” 1999, nr 50, s. 26–27; „Najwyższy Czas” 2002, nr 13–14, s. 32; „Nowe Państwo” 2002, nr 4 i 5, s. 41 i 46.

[12] Jedynie prawda jest ciekawa, „Najwyższy Czas” 2000, nr 47, s. 21.

[13] Szersze wiadomości o pretensjach Józefa Mackiewicza m.in. do Jana Nowaka-Jeziorańskiego można znaleźć [w:] B. Truchan, Józef Mackiewicz w mej pamięci, Warszawa–Nowy Jork 1998, s. 53–72.

[14] Literacka Nagroda Tazaba. Najniezależniejszy pisarz na emigracji, „Gwiazda Polarna”, 21 czerwca 1980, s.1.

[15] Cz. Miłosz, Koniec Wielkiego Księstwa (O Józefie Mackiewiczu), „Kultura” 1989, nr 5 (500), s. 15.

[16] J. Malewski, Zmarł Józef Mackiewicz, „Kultura Niezależna” 1985, nr 2, s. 12–16.

[17] J. Mackiewicz, Czy Litwa stanie u boku Polski, za: J. Malewski, Ptasznik…, s. 30.

[18] Tamże.

[19] Tamże.

[20] J. Mackiewicz, Z Hitlerem nie można polemizować, za: J. Malewski, Ptasznik…, s. 30.

[21] Tamże.

[22] J. Mackiewicz, Jedna dywizja niemiecka w Gdańsku, za: J. Malewski, Ptasznik…, s. 31.

[23] Tamże, s. 31.

[24] J. Mackiewicz, Mowa, która utrafiła w nastrój, za: J Malewski, Ptasznik…, s. 31.

[25] Tenże, Podział państw bałtyckich, za: j. w., s. 31.

[26] J. Malewski, Wyrok…, s. 46–62. Autor niniejszej pracy szczegółowo przedstawił to, o czym pisał Józef Mackiewicz w tamtym okresie.

[27] J. Mackiewicz, Nie trzeba głośno mówić, Warszawa 1989, s. 49.

[28] Tenże, Droga donikąd, Warszawa 1989, s. 121.

[29] Tenże, Nie trzeba…, s. 247.

[30] Tamże, s. 257.

[31] J. Mackiewicz, Co było a nie jest… (nie pisze się w rejestr), „Wiadomości” 1970, nr 32, za: Droga Pani, s. 115.

[32] Tenże, Łapani jak psy, „Lwów i Wilno” 1947, nr 39, za: Droga Pani, s. 109.

[33] Tenże, Optymizm nie zastąpi nam Polski, „Najwyższy Czas” 2002, nr 9, s. 30.

[34] Tenże, Tu mówi Londyn, „Lwów i Wilno” 1947, nr 39, za: Droga Pani, s. 148.

[35] Tamże, s. 152.

[36] J. Mackiewicz, Na Froncie Smoleńskim, „Lwów i Wilno” 1946, nr 1, za: tenże, Fakty, przyroda, ludzie, Warszawa 1988, s. 42.

[37] Tenże, Niemiecki kompleks, „Kultura” 1956, nr 1 (99), za: Droga Pani, s. 92.

[38] Tenże, Rozdzieranie szat, „ Wiadomości” 1949, nr 32 (179), za: j. w., s. 415.

[39] Tenże, Sprawa pułkownika Miasojedowa, Warszawa 1989, s. 272–279. Możemy tam znaleźć wstrząsający opis bombardowania Drezna przez aliantów pod kryptonimem „Clarion”.

[40] D. Rohnka, A ja przeciwnie… Szkice o Józefie Mackiewiczu, Londyn 1997, s. 27.

[41] J. Malewski, Ptasznik…, s. 423.

[42] Zob.: B. Truchan, Józef Mackiewicz…, s. 19.

[43] Zob.: J. Jaruzelski, Stanisław Cat-Mackiewicz. Wilno – Londyn – Warszawa 1896–1966, Warszawa 1987, s. 321.

[44] A. Piskorzub, Polscy zwiastuni powojennego pojednania z Niemcami – Władysław Studnicki i Józef Mackiewicz, „Atheneum” 1998, nr 7, s. 233. Stawia on obok Józefa Mackiewicza Władysława Studnickiego jako drugiego z pionierów pojednania polsko-niemieckiego. Pisze, że te dwie postaci mogą liczyć na poczesne miejsce wyróżniających się Polaków XX wieku.

[45] J. Trznadel, Wielki nieobecny – Józef Mackiewicz, „Najwyższy Czas” 2000, nr 11, s. 33.

 

powrót

 

strona główna