powrótstrona główna
Włodzimierz Bolecki, Ptasznik z Wilna. O Józefie Mackiewiczu (zarys monograficzny), Wydawnictwo ARCANA, Kraków 2007

 

"Gazeta Polska" nr 36 (737), 5 września 2007

Jacek Kwieciński

JÓZEF MACKIEWICZ I BARBARZYŃCY

Drugie, ogromnie poszerzone wydanie Ptasznika z Wilna Włodzimierza Boleckiego – wielkiego przewodnika po twórczości i życiu Józefa Mackiewicza – na razie zaledwie przerzuciłem.

Ale chociaż od ponad 30 lat jestem wielbicielem Mackiewicza, dopiero przypomnienie sobie tego tomu (wraz z dodatkami) uświadomiło mi, jak powierzchowna była moja notka, akcentująca w twórczości pisarza wyłącznie antykomunizm. Owszem, Mackiewicz odznaczył się na tym polu wyjątkowo. Ale zarazem dotknął wielkiej liczby spraw i problemów dotyczących najnowszej historii Polski i naszego regionu, spraw, o których się nie mówi, trudnych, ale zasadniczych. Mackiewicz pisał o nich wbrew zgoła wszystkim polskim środowiskom, opcjom i kierunkom politycznym. Narażał się także – wszystkim. Ale we wszelkich kwestiach, które poruszał, nawet tych trudnych do przyjęcia, tkwiło ziarnko (czasem znacznie więcej) ważnej prawdy. Z uwagi na rangę literacką jego twórczości i niezwykłą precyzję publicystyki nie wierzę, że do dyskusji na te tematy nigdy u nas nie dojdzie. Ale, obawiam się, trzeba będzie jeszcze na to długo poczekać. Może nastąpi wtedy, kiedy w pełni i na stałe przywrócone będzie u nas do łask pojęcie patriotyzmu – aby owe dyskusje nie zawisły w próżni.

Na razie, w tym krótkim przyczynku, nadal będę powierzchowny. Chcę tylko dodać, iż mimo że go cytuję, Włodzimierz Bolecki nie jest oczywiście nawet w najmniejszym stopniu odpowiedzialny za moje osądy i sposób ich prezentacji.

Kto się boi Mackiewicza

Pisze Bolecki: "Był twórcą i propagatorem najbardziej znienawidzonej przez wszystkich 'postępowców' postawy – antykomunizmu. Głosił ją przez całe życie (od 1917 r.), ale nie jako ideologię czy doktrynę, lecz jako postawę światopoglądową – poznawczą i etyczną (...) za najważniejszą broń antykomunizmu uważał tylko jeden instrument – prawdę". (Warto zauważyć, że niesłychanie bystre, a zarazem głębokie uwagi na temat sowietyzmu Józef Mackiewicz formułował już przed rokiem 1939, co na tym poziomie było wówczas rzadkością).

W Ptaszniku znajduje się bardzo krótki rozdział "Kto się boi Mackiewicza? Z dziejów III RP". Oczywiście bali się najbardziej postępowcy ze środowiskiem Michnika na czele. Autor przypomina, jakimi epitetami obrzucali pisarza. Ale to była i jest ich metoda – stygmatyzowanie wyzwiskami. Inaczej nie potrafią.

Nazwanie przez Michnika mackiewiczowskiej prawdy o Systemie "tępym, zoologicznym antykomunizmem" mówi w zasadzie wszystko. Bo jest oczywiste, że można być tylko "antykomunistą zoologicznym", tzn. całkowitym, albo nie być antykomunistą – wcale. To wręcz modelowy przykład, w którym postawa tak - tak, nie - nie decyduje o wszystkim. Ktoś potępiający antykomunizm za pomocą takich rzekomo dyskwalifikujących określeń przypomina najzajadlejszych antysemitów, uwielbiających rozpoczynanie dyskursu od zdania "nie jestem antysemitą, ale".

Michnik musiał zwalczać Józefa Mackiewicza, bo nie ma dla niego nic ohydniejszego niż rzeczywisty, autentyczny antykomunizm. Michnik jest neorewizjonistą. Stwierdzam to, bo uważam, że chodzi o coś znacznie poważniejszego niż tzw. michnikowszczyzna, o której tak ostatnio głośno. Chodzi o postawę nieetyczną, zakłamaną, a dla pełnego wyzwolenia się Polski z komunizmu i jego pozostałości – zabójczą.

Bolecki pisząc o przyrodzie (Mackiewicz miał wykształcenie przyrodnicze) zauważa, że była dla pisarza "światem wolnym od dewiacji ludzkiego umysłu – przede wszystkim od nacjonalizmu, nienawiści, kłamstwa, barbarzyństwa, a przede wszystkim od deformacji prawdy". Jeśli nacjonalizm podmienimy na internacjonalizm (postępowy), to wszystkie wspomniane dewiacje cechują Michnika, jego kumpli i jego środowisko.

Niczym źle zaostrzony sierp

Wielbicieli twórczości Józefa Mackiewicza Michnik nazwał barbarzyńcami. Podkreślam więc z całą mocą, że to Michnik ze swym jaskiniowym anty-antykomunizmem jest barbarzyńcą. W sensie jak najbardziej pełnym i dosłownym. Intelektualnym i moralnym. A przy głębi światopoglądu Mackiewicza – Michnik jest po prostu karłem. Prymitywnym i prostackim karłem, tępym niczym źle zaostrzony sierp.

Adam Michnik to postępowiec wzorcowy, o wyważonym, zniuansowanym, umiarkowanym podejściu do komunizmu, należący do osobników, których nie znosiłem, którymi pogardzałem w sposób szczególny – od dzieciństwa. Jego moralizatorstwo, poza mdłościami, nie wywołuje żadnych odczuć. W tym przypadku – mogłoby wyłącznie wśród ludzi, których świadomość została mniej lub więcej zsowietyzowana. "Postępowca" cechuje nastawienie sprzeczne z poznaniem, etyką, szacunkiem i godnością wobec każdej jednostki ludzkiej, z prawdą. Ta kasta jest dla mnie najgroźniejszym (dodam, że też najohydniejszym) wrogiem ideowym tout court.

Pracownik "WybGazety" Artur Domosławski jest z pewnością najlepszym uczniem Michnika. Swego czasu dowodził, że gdyby ktoś napisał to co Mackiewicz – okrzyczano by go "zdrajcą albo nieukiem" oraz "idiotą". Zastosowanie na określenie Domosławskiego tego ostatniego wyzwiska byłoby dlań zbyt pochlebne.

Polemizowałem z nim parę razy – m.in. na temat tego, co napisał o serialu CNN "Zimna wojna", dopóki nie stwierdziłem, że jest to poniżej wszelkiej godności. Domosławski jest dlatego Michnika uczniem najlepszym, że trudno go nazwać nawet neorewizjonistą czy anty-antykomunistą. Jest po prostu dyskretnym prokomunistą. Oczywiście wobec Systemu zreformowanego, ale też i wielu aspektów jego przeszłości. Taka postawa oznacza zdradę wobec milionów ofiar komunizmu. Jest zakłamana do szpiku kości. Całkowicie dyskwalifikuje. Osobnicy tego typu wzbudzają we mnie nieodpartą odrazę.

Domosławski, podobnie jak jego Mistrz, ma część umysłu szczelnie zamkniętą. W tym sensie można więc całkowicie trafnie nazwać ich też – nieukami. Gdybym odczuwał wobec nich chociażby 0,5 proc. sympatii – współczułbym im.

Do najzacieklejszych wrogów krajowych Józefa Mackiewicza należał inny prokomunista, Jerzy Surdykowski. Piewca nosicieli znicza płomiennej wiary, świętego ognia – budowniczych Magnitogorska i żołnierzy Tuchaczewskiego. Niestety, później wysunął się on sowieciarzom z rąk. Może dlatego, że ociekały krwią. Jerzy Surdykowski dzięki swym poglądom został pierwszym konsulem RP w Nowym Jorku.

Wszyscy ci ludzie najchętniej spaliliby książki Józefa Mackiewicza. Muszę więc powtórzyć – do końca życia będę wielbił twórczość autora Kontry. I pogardzał "Gazetą Wyborczą". Dlatego, że nie jestem barbarzyńcą.

Bronię mojej Polski

W powyższych uwagach, wbrew pozorom, nie ma nic personalnego. Rewanżuję się tylko, mam bowiem dosyć nadstawiania drugiego policzka. Bronię zarazem prawdy, pamięci, mojej Polski.

Powierzchownego (w stosunku do rangi i wagi twórczości Mackiewicza) tematu nie będę dzisiaj rozwijać. Tak więc np. o ludziach w istocie małych (a sławnych, w kraju często uznawanych za pomnikowych), którzy w sensie dosłownym próbowali na emigracji zniszczyć Józefa Mackiewicza, blokowali próby wydania jego książek w edycji amerykańskiej (i innych), zachowywali się kompromitująco, napiszę pewno przy innej okazji.

Tu raz jeszcze, zachęcając do lektury Ptasznika, podam, że obok wielu nowych, rewelacyjnych materiałów tom zawiera m.in. stenogram przesłuchania pisarza przed komisją Kongresu USA w sprawie Katynia (1952). A takie tytuły z różnych działów książki, jak: "Utrata suwerenności myślenia", "Sowietyzacja języka", "Komunizm i prawda", "Literatura jako relacja prawdomówna", "Prekursor sowietologii" oraz "Nowoczesność Mackiewicza" (Bolecki udowadnia ową nowoczesność niezwykle przekonująco – w wielu kwestiach Mackiewicz był pionierem, wyprzedzając innych, wszystkich, o dekady) – mówią same w sobie (prawie) wszystko.

Jeszcze tylko parę uwag raczej porządkowych. Otóż w drugim wydaniu Ptasznika znajduje się niestety olbrzymia liczba błędów korektorskich (nazwiska, daty, tzw. literówki). Autor zbyt krótko omawia wielkie powieści Mackiewicza. A zbyt często, zbyt szczegółowo cytuje jego wrogów. Rozumiem, dlaczego to czyni, nie bierze jednak pod uwagę, że nie wszyscy czytelnicy mają zdrowe serca... Przy omawianiu Kontry – opowieści o przekazaniu przy użyciu siły, głównie przez Anglików, jeńców wojennych Stalinowi i NKWD (szczególnie Kozaków, ale nie tylko; chodziło nawet o osoby, które nigdy nie były obywatelami ZSRR) – autor cytuje zdanie, że bez mała 20 lat po Mackiewiczu poświęcił tej sprawie książkę lord Nicholas Bethell. Oznacza to zignorowanie pozycji Nikolaia Tolstoya – Minister i masakry oraz Ofiary Jałty (Victims of Yalta). A to dopiero one (zwłaszcza że autor nie wahał się nazwać ówczesnych działań brytyjskich "ostatnią nieujawnioną zbrodnią wojenną"; rzeczywiście, przymusowa deportacja jeńców jest sprzeczna z prawem międzynarodowym) wywołały ogromny szum na Wyspach; mam zdjęcie księcia Karola pogrążonego w lekturze Ofiar. Wspominam zaś o tym głównie dlatego, że pierwszy przypis tej książki brzmi tak: "Świetny opis poddania się oddziałów kozackich [Brytyjczykom] w Austrii opublikował Polak, Józef Mackiewicz, Kontra (Paryż 1957)". Oczywiście Mackiewicz nie opisał tylko "poddania", ale Tolstoy, cytując chronologicznie wszystkie, także emigracyjne rosyjskie relacje na ten temat, a rozpoczynając od Kontry, oddaje Józefowi Mackiewiczowi sprawiedliwość. On był pierwszy.

powrótstrona główna