Dariusz Rohnka (fragment wstępu do własnej pracy: Fatalna fikcja. Nowe oblicze bolszewizmu - stary wzór, nakładem autora, Poznań 2001, zamieszczonego na stronie www.fatalnafikcja.pl )

[Czy teraz Mackiewicz pozwoliłby na druk swoich książek w Polsce?]

 

[...] List Barbary Toporskiej dokładnie określa wolę pisarza - żadnych oficjalnych publikacji w PRL-u, choćby nawet dokonywanych w dobrej wierze. Tymczasem od kilku lat trwa zorganizowana akcja propagandowa i najohydniejsza nagonka na legalnego wydawcę twórczości Józefa Mackiewicza, zmierzające do złamania tego zakazu. Nieliczni, na szczęście, propagandziści tej złej sprawy podnoszą, jako kluczowy, argument rzekomy upadek komunizmu i nastanie III Rzeczypospolitej. Żyjemy według nich w wolnym i demokratycznym państwie, zatem zakaz stracił rację bytu i, co więcej, sam Mackiewicz z pewnością podzielałby ich punkt widzenia na dobrodziejstwa okrągłostołowej rewolucji.

Biedni ci ludzie starają się zapomnieć z jak wieloma poglądami Józefa Mackiewicza nie zgadzali się za jego życia i, zresztą, nie zgadzają się po dziś dzień. Nie chcą pamiętać, że nazwisko pierwszego premiera tej tzw. "wolnej Polski" wymienił Józef Mackiewicz już w 1962 roku, ilustrując na jego przykładzie przypadki politycznego faryzeizmu i kolaboracji z komunistami, a rzekomo antykomunistyczną "Solidarność" uważał za organizację uznającą prymat partii komunistycznej i nie dążącą do obalenia komunistycznego systemu. Zapominają, z jakim nieprzejednaniem zwalczał wszelkie próby dogadywania się z komunistami i zawierania z nimi kompromisów, wszelkie przejawy prokomunizmu, poputniczestwa, agenturalności i faryzeizmu. Z jaką odwagą atakował autorytety moralne i polityczne: Jana XXIII, prymasa Wyszyńskiego, Armię Krajową.

Czy to możliwe, żeby Józef Mackiewicz uznał za wolny kraj, w którym urzędujący prezydent z długim pezetpeerowskim rodowodem uzyskuje 75% poparcia społecznego, a nazwanie komunisty komunistą jest z urzędu ściganym przestępstwem? Kraj, którego "wolny byt" rozpoczęto od zakreślenia grubej, czarnej kreski, zamazującej różnicę pomiędzy katem i ofiarą, a dawna komunistyczna nomenklatura zachowała decydujące wpływy w każdej dziedzinie życia politycznego, społecznego i gospodarczego: w rządzie, w policji, w wojsku, w parlamencie, w sądownictwie, w mediach, czy w bankowości? Czy to możliwe, aby Mackiewicz - świadek mordu katyńskiego, zaaprobował stan rzeczy, zgodnie z którym w uroczystościach upamiętniających zbrodnię po obu stronach występowali polityczni spadkobiercy mocodawców, za nietakt uznaje się nieobecność naczelnego bolszewika o czekistowskim rodowodzie, za to po ulicach swobodnie spacerują bezpośredni wykonawcy zbrodni?

Miał zaledwie 17 lat, gdy sięgnął po szablę, aby bronić ojczyzny przez bolszewicką zarazą. Nigdy nie zakończył podjętej walki. W równej mierze, jak z bolszewizmem, walczył z tymi, którzy chcieli ten system reformować, ulepszyć, zliberalizować, którzy próbowali zamazać różnicę między wolnością a zniewoleniem, totalitaryzmem a demokracją. Walczył, ponieważ widział negatywne konsekwencje takich działań: paraliż społecznych odruchów, rezygnację, akceptację, a nawet niekłamany entuzjazm. Oglądał konsekwencje upadku Mikołajczyka, kiedy zza zgrzebnej, demokratycznej fasady wyłonił się komunistyczny totalitaryzm w czystej postaci. I zaraz potem niekłamaną euforię społecznego poparcia w erze liberalnego gomułkizmu z ludzką twarzą.

W dramatycznym sierpniu 1939 roku, w obliczu pewnej agresji sowieckiej, z przerażeniem obserwował zaślepienie elit rządzących i obojętność społeczeństwa, ignorujących niebezpieczeństwo nadciągające ze wschodu. "Fatalna fikcja - pisał - przeżera już nie tylko obyczaje, ale psychikę narodu. Wierzymy i widzimy to tylko, co widzieć chcemy, a nie to, co jest zgodne z rzeczywistością." Trzy tygodnie później nastąpiła katastrofa.
A widmo tej "fatalnej fikcji" pozostało z pisarzem do końca życia. Fatalna fikcja "Wachlarza", "Burzy", "Ostrej Bramy", fikcja Mikołajczyka i PSL-u, fatalna fikcja dobrego Gomułki, lepszego Gierka i wspólnej komunistycznej listy wyborczej, aż po fikcję antykomunistycznej "Solidarności" i jej charyzmatycznego przywódcy.

Zaledwie dwa miesiące po śmierci pisarza - "(w Sowietach np. rozpoczęto już druk Bunina)" - rozpoczynała się kolejna "fatalna fikcja" i największa w dziejach bolszewizmu prowokacja - pierestrojka, głasnost, Gorbaczow, "rewolucja" w Europie Wschodniej i upadek muru. Czy wolno podejrzewać, że Józef Mackiewicz dałby się omamić fikcji rewolucji, z jej czekistowskimi korzeniami, marazmem i apatią społeczeństwa, z nienaruszoną pozycją komunistów, która w kilka lat później zaowocowała ich jawnym powrotem do władzy, fatalną fikcją rewolucji "bez rewolucyjnych konsekwencji"? Takie przypuszczenie to szarganie pamięci wielkiego pisarza.

Pytano mnie dziesiątki razy, dlaczego moja książka, szkice o Józefie Mackiewiczu, "nie jest przeznaczona na sprzedaż w Polsce". Przyznać muszę, że na ogół odpowiadałem wymijająco, starając się uniknąć monotonnych, politycznych dyskusji z rozmówcami karmionymi w większości papką jednorodnej propagandy. Fatalna fikcja politycznych swobód i demokratycznych instytucji na dobre zagościła w społecznej mentalności. Arbitralnie zadekretowana wolność od początku nie miała alternatywy i nie napotkała oporu. Upadek cenzury paradoksalnie wzmocnił jedynie monopol nomenklaturowej propagandy. A wojujący, choć odrobinę suchotniczy, antykomunizm, dysponujący w podziemnym świecie drugiego obiegu pewnymi wpływami, stracił zupełnie rację bytu. Nieliczne partie, pisma i pisemka wypływały na powierzchnię fikcji, aby, niczym efemerydy, ginąć po upływie chwili. Zapanowała dyktatura koncesji, reglamentowanej wolności, pluralizmu, politycznej racji. W tej sytuacji jedynym środkiem zachowania niezależności, zdrowego rozsądku, jedyną możliwą manifestacją polityczną pozostawała świadoma izolacja i milczący sprzeciw, wewnętrzna emigracja.

Kilkuletnia nieobecność książek Mackiewicza w krajowych księgarniach oznaczała dokładnie to samo: obnażała fikcję i chroniła jego dorobek w powodzi pseudoantykomunistycznych publikacji. Mackiewicz, o czym, o ironio, trzeba w kółko powtarzać, nie jest jeszcze jednym antypeerelowskim dysydentem, ani kolejnym ćwierć-emigrantem politycznym. Nie pomoże na to chciejstwo domorosłych autorytetów, ani fatalna fikcja reglamentowanej wolności. Mackiewicz był i pozostanie antykomunistą, choćby wbrew obowiązującej modzie i woli całego społeczeństwa, choćby nie wiadomo jak mocno starano mu się ten tytuł odebrać, czy choćby ośmieszyć, tak jak próbowano wielokrotnie za jego życia:
... żeby sama nawet Matka Boska Częstochowska - mówił Romuald Ławrynowicz, jeden z powieściowych bohaterów Mackiewicza - łącznie z Ostrobramską, wyłoniły się z obrazu, i nakazały: "idź z bolszewikami!", odpowiem: nie pójdę! Niech mnie później sąd w niebie zsyła za to na Kołymę. 

 

 

powrót

 

strona główna